Nie zawiodłem się na "Endymionie" tylko dlatego, że po recenzjach w Internecie wiedziałem z góry, że książka jest dużo słabsza od dwóch poprzednich z tego uniwersum.
Akcja ma miejsce dobre kilkaset lat od wydarzeń opisanych w "Upadku Hyperiona", ale nadal jeszcze spotykamy kilku dobrych znajomych - w tym i Chyżwara, który chociaż nadal jest postacią tajemniczą, to jednak traci niestety sporo ze swojej mroczności i demoniczności. Na plus książki powiedzieć muszę, że autor znakomicie rozwinął uniwersum, m.in. temat krzyżokształtów czy smutnego losu niektórych planet po zamknięciu transmiterów.
Niestety, w tym torcie mnóstwo jest zgniłych wiśni. Bolą rozliczne błędy logiczne świadczące o nieprzemyśleniu autora szczegółów odnośnie swojego uniwersum czy też odniesienia świadczące o jego zupełnej ignorancji z zakresie nauk biologicznych. Sama akcja też raczej nie jest wyjątkowa, a wręcz nudna. Sam autor chyba to zauważył i pod koniec ni z gruszki, ni z pietruszki wrzuca karykaturalnie przejaskrawioną postać Nemes (taka super-heroska, negatywny bohater z milionem tajemnych mocy), która jednak zamiast akcję rozkręcić, raczej śmieszy i powoduje zażenowanie.
Czwarty tom też przeczytam, chcę wiedzieć jak to wszystko się skończy - ale nie sądzę, abym kiedykolwiek do "Endymionów" powrócił.