Zaproszenie do lektury Proponowana Czytelnikom książka jest dla mnie pozycją dość szczególną. Można powiedzieć, że jest rodzajem prezentu, jaki sobie sprawiłem w związku z okrągłą rocznicą moich urodzin. Osiągnąłem bowiem wiek i dojrzałość (czyli zestarzałem się), w którym dokonuje się pewnych podsumowań. Nawet nie zauważyłem, jak priorytetem stała się dla mnie promocja podopiecznych na stopień doktora. Promocja dużej grupy zdolnych studentów przygotowujących pod moim kierunkiem prace magisterskie. Mówiąc kolokwialnie, z naukowego koguta, zainteresowanego przede wszystkim własnym rozwojem, stałem się kwoką wychowującą pisklaki. W takim wypadku nie może dziwić fakt, że oglądam się wstecz, na ślady, które jako ów metaforyczny kogut po sobie zostawiłem. I taka jest właśnie ta książka. To collage, a mówiąc bardziej współczesnym językiem – rodzaj patchworka. Przeglądając własny dorobek i penetrując twardy dysk w komputerze, odnalazłem sporo tekstów nigdzie nieopublikowanych, zaczętych, a nieskończonych, których pisanie zarzuciłem z powodu albo braku pomysłu, albo zniechęcenia czy też szwankującego niekiedy zdrowia. Z obecnej perspektywy niektóre z nich uznałem za całkiem sensowne i postanowiłem nad nimi jeszcze popracować. Jakkolwiek nie nad wszystkimi i nie od razu. Wracałem do nich, zmieniałem, zostawiałem, wracałem. Każdy z badaczy ma swój warsztat pisarski i własny sposób przelewania myśli na papier. poleca ImpulsPodstawę tej książki w przytłaczającej jej objętości stanowią teksty, które nie były nigdzie publikowane; to właśnie o nich mówiłem jako o niedokończonych czy odłożonych. Szybko jednak zorientowałem się, że komponują się one z innymi moimi tekstami, które gdzieś już publicznie zafunkcjonowały – alboż to jako wygłoszone na konferencjach referaty, albo jako artykuły porozrzucane w czasopismach i wydawnictwach wieloautorskich. Zatem niektóre z nich wkomponowałem w ten collage, uznając, że razem z innymi stanowią pewną całość, są wobec siebie komplementarne. Dużą przygodą było komponowanie tej książki z zachowaniem strategii, aby jeden tekst uzupełniał inny, a niekiedy go wyjaśniał, lub też stał w świadomie ułożonym kontrapunkcie. Przy czym, jeszcze raz podkreślam, teksty wcześniej upublicznione stanowią jedną piątą całości. Informuję o tym i wyjaśniam swój zamiar, aby puryści metodologiczni nie zarzucili mi autoplagiatu. Bo też tej książki nie przygotowuję na żaden awans, a jedynie dla przyjemności swojej i z myślą o Czytelnikach. Nie myślałem też o punktach parametrycznych, gdyż one już mi nie służą – one służą mojemu wydziałowi, z którym jestem związany od 35 lat. Na końcu książki umieściłem dodatek, który ma charakter parergiczny. Pierwszy tekst powstał jako ostatni i jest próbą porównania drogi słynnego twórcy teatru Jerzego Grotowskiego ze szlakiem, który od powojnia przebyła pedagogika jako nauka. Jest też zasygnalizowaniem ważności znajomości klasyków polskiej pedagogiki, profesorów, których dorobku wielu pedagogów akademickich po prostu nie zna. Jak napisałem, jest to wątek zasygnalizowany. Drugi tekst to wygłoszony, ale nigdzie niewydany referat z okazji jubileuszu Wydziału Studiów Edukacyjnych Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu. Jakże często spotykałem się z zarzutem, że mój język jest zbyt mało naukowy, zbyt metaforyczny, za bardzo ilustrujący przykładami wygłaszane tezy, pozbawione tabelek i wykresów. W ten sposób również niekiedy podważano naukowość moich rozważań. Była to dla mnie prawdziwie „przeklęta lekkość pióra”, ale nie umiem pisać inaczej. Niejeden raz chciałem być hermetyczny i bardziej „naukowy”, ale mi nie wychodziło. I ta publikacja jest najlepszym tego dowodem. Na końcu książki składam należne podziękowania wszystkim tym, którzy pomogli w jej powstaniu. Przechowam ich w serdecznej pamięci. Autor