Ależ to się świetnie czytało. „Dom po drugiej stronie jeziora” to drugi tom serii „Błękitne Brzegi” i śmiało mogę powiedzieć, że jest to najlepsza część. Moja przygoda z tą serią zaczęła się trochę od tyłu, ale nie uznaje tego za błąd bo doświadczyłam trochę retrospekcji czytelniczej.
Od samego początku, z całej trójcy „wiekowych” przyjaciółek polubiłam panią Matyldę. To typ osobowości, która mi najbardziej odpowiada i z która chciałabym się zaprzyjaźnić. Introwertyczka, stonowana, ciepła i życzliwa. Nie ma w niej nachalności a jej towarzystwo zwyczajnie uspokaja. I wcale nie dziwię się Małgorzacie, że gdy tylko mogła, pojawiała się w domku nad jeziorem. Ciężko doświadczona przez życie, trafiła do Błękitnych Brzegów z konkretnego powodu a została na dłużej, by wyjaśnić wielką tajemnicę.
Uwielbiam gdy akcja powieści toczy się w dwóch czasach. I zazwyczaj wolę czytać czasy przeszłe. Tym razem też tak było. Historia życia małej Matyldy, zagadka śmierci Adeli i Anieli, kim była Maria i z jakimi tajemnicami borykali się starsi członkowie rodziny Konarskich?
Mimo, że czasy zamierzchłe bardziej przypadły mi do gustu, wątek współczesny jest równie intrygujący. To, z czym borykała się Małgorzata odsłaniano bardzo stopniowo, pozwalając czytelnikowi snuć wiele domysłów. Stawiałam wiele teorii, z których właściwie nic się nie potwierdziło, a to dla mnie ogromny plus bo miałam okazje poczuć się zaskoczona.
...