Makabrycznie, jak tu u Keplera.
Świetnie, jak to u Keplera.
Bestialskie morderstwa młodych kobiet, wcześniej porwanych i latami przetrzymywanych na farmie. Co ma do tego dotknięty syndromem stresu pourazowego Martin? Chociaż mnie najbardziej intrygował Dennis, jego niejednoznaczne zachowanie. Był dla mnie zagadką i z miejsca przypisałam mu negatywny wydźwięk. W tym wszystkim walczący o prawdę Joona Linna, komisarz z trudną przeszłością i psychiką poharataną nie mniej niż ci, których ściga.
Jak zwykle skomplikowana fabuła, zazębiające się wątki i mnóstwo nieprawdopodobieństw. Ale to fikcja, a prawem autora jest stworzyć fabułę według własnego pomysłu.
Zakończenie nie po mojej myśli, ale cóż…
Keplera zawsze czytało mi się dobrze, a robię to od pierwszego tomu cyklu z Jooną, tym razem też lektura poszła mi gładko, o ile można w ten sposób powiedzieć o książce pełnej okropieństwa i okrucieństwa.
Znalazłam jeden lapsus stylistyczno-językowy:
„przyczyną śmierci Jenny Lind jest obustronny ucisk tętnic szyjnych w wyniku wywindowania do góry”. A można wywindować w dół?