Były paparazzi, kierowany impulsami własnej mrocznej przeszłości, podstępem nawiązuje kontakt z seryjnym mordercą osadzonym w więzieniu w Malezji - mistrzem nurkowania, tak przy okazji. Dziennikarz tworzy fikcyjną osobowość młodej kobiety (posługując się przy tym prawdziwym zdjęciem znanej modelki), która rzekomo zafascynowana jest zbrodniarzem. Więzień daje się podejść, kontakt zostaje nawiązany i w myśl pokrętnych wskazówek płynących z celi, dziennikarz wyrusza śladami zbrodni.
Przeczytałem kilkaset książek sensacyjnych, kryminałów, thrillerów. Nigdy, prawie nigdy, nie próbowałem odgadywać dalszego ciągu, a zwłaszcza tożsamości mordercy. Interesowało mnie, jak zrobi to policjant, detektyw czy inny główny bohater pozytywny. Śledziłem jego posunięcia, tok myślenia, wnioski wyciągane z dowodów itd.I właśnie dlatego, kiedy okazało się, że po przeczytaniu 15% "Czarnej linii" wiem z całą pewnością, bez wkładania w to jakiegokolwiek wysiłku, co będzie dalej, dalsze czytanie stało się co najmniej nużące - delikatnie mówiąc.
Brnąłem jednak dalej, wierząc naiwnie, że może mistrz (w końcu to Grangé! Autor "Purpurowych rzek" i "Lotu bocianów"!) jednak czymś mnie zaskoczy. Nie zaskoczył. Niestety...
Licząca prawie 500 stron książka ma dwa niezłe momenty. Jeden z nich, ten dłuższy, opisujący zamianę wnętrzności prosiaka i strażnika więziennego, zajmuje może nawet ze trzy akapity.
Cała reszta jest ciężkawa, bez polotu i nużąco przewidywalna.