W Cichoborku - sennej wsi gdzieś na południu Polski - ciekawych historii na pozór brak. Życie toczy się zgodnie z cyklem roku liturgicznego, okazji do zabawy dostarczają chrzciny, wesela i stypy, czasem imieniny i sylwester organizowany w remizie. Burzę plotek wywołuje pozamałżeńska ciąża, nikt nie pokłóci się na tyle cicho, żeby umknęło to uwadze sprzedawczyni Jadzi; żaden gość nie przejdzie przez wieś niezauważony. A przecież są w Cichoborku tacy, którzy nie mieszczą się w ramach stworzonych przez despotycznego proboszcza oraz obłudną sklepową. Gdy do wsi przybywa nowa opiekunka dziewięćdziesięcioletniej staruszki, niektórzy mieszkańcy ujawniają warte opowiedzenia dramaty.
Eliza Kącka:
Czym jest ten Cichoborek? Zwykłą wioską czy przestrzenią mityczną? Czy obmywa go szary nurt literatury o polskiej prowincji, czy barwny - lokalnego realizmu magicznego? Jedno i drugie. To miejsce zaplatania się losów, które ów splot czyni nie tylko regułą konstrukcyjną, lecz także źródłem sensu życia i opowieści. Bo co innego mamy, uczy Cichoborek, niż rzeczy elementarne: bycie z sobą, bez siebie, wobec siebie - i odchodzenie. Być może główną bohaterką książki nie jest ani Justyna, dla której Cichoborek jest tylko przystankiem, ani esencja cichoborkowatości. Kto wie, czy nie jest nią śmierć, a konkretniej: ta dziwna strefa umierania, która miesza cielesne z bezcielesnym, święte z nieświętym. Z Cichoborka nie odchodzimy bowiem osobno - i wyjątkowo długo trzymamy się ziemi.