Jest rok 1995. W jednym z gdańskich wieżowców wybucha gaz. Czterej pozbawieni dachu nad głową lokatorzy i polski pisarz, który w tym samym dniu wrócił na stałe do kraju, z Niemiec, postanawiają udać się w podróż do Niemiec. Dołączają do grupy robotników przymusowych z okresu drugiej wojny światowej, mających zamiar wymóc na niemieckich władzach podwyżkę odszkodowań. Droga tej groteskowej procesji pełna jest wybojów. Aresztowanie na granicy, wypadek drogowy, okradanie zwłok ofiar alianckich nalotów, strzały niemieckich saperów w polskim konsulacie i bomba niewypał, której rozbrajanie powoduje gigantyczny korek, to tylko niektóre z ich przygód. W Chodźcie, idziemy Rudnicki nie po raz pierwszy objawia się jako mistrz groteski i czarnego humoru. Jego książka to konglomerat gatunków, powieść pikarejska łączy się tu z dramatem i kroniką wydarzeń. Głównym bohaterem, a zarazem narratorem Chodźcie, idziemy jest postać dobrze znana czytelnikom Prudnickiego, polski pisarz, emigrant-nieemigrant, kpiarz i niestrudzony prześladowca tzw. polskich problemów. To literatura przesiąknięta duchem karnawału, szalona i oczyszczająca. W powietrzu dym, w oczach łzy, bo nagle słońce. Tłumy wokół, sygnały karetek, karetki, strażacy i wozy strażackie. I moje pranie, na parterze, jak gdyby nigdy nic, moje podkoszulki, majtki, skarpetki na klamerkach kpiły ze mnie w żywe oczy. Nieśli nas, do karetek. Widziałem po drodze rozrzucone listy, części roweru, krew, czapkę i kawałki ciała listonoszki, w worku plastikowym. Karetki wiozą zawsze kogoś innego. A każdy z nas jest zawsze widzem. Z wcale przyjemnym uczuciem, że wiozą kogoś innego. Tym razem jednak ja byłem tym innym, który pozostałych zaopatrywał obficie w radość z cudzego nieszczęścia. (fragment) Z recenzji poprzednich książek: Proza Janusza Rudnickiego jest jedyna w swoim rodzaju. Robert Ostaszewski, Fa-art. Wszystko można powiedzieć o prozie Janusza Rudnickiego tylko nie to, że nie wciąga od pierwszego zdania. Artur Madaliński, Tygodnik Powszechny Siłą tego pisarstwa jest nieprawdopodobna spostrzegawczość i nietuzinkowy humor. tutaj dosłownie każdy drobiazg, najbardziej banalne zdarzenie może być zarzewiem wyszukanej anegdoty. Dariusz Nowacki Janusz Rudnicki urodził się w 1956 roku w Kędzierzynie-Koźlu na Śląsku. Studiował slawistykę i germanistykę w Hamburgu, gdzie mieszka od 1983 roku. Stale współpracuje z .Twórczością. Opublikował tomy prozy Można żyć (1992), Cholerny świat (1994), Tam i z powrotem po tęczy (1997), Męka kartoflana (2000). W 2004 roku nakładem Wydawnictwa W.A.B. ukazała się jego książka Mój Wehrmacht.