Oto następne białe króliki wyciągnięte z mojego kapelusza.
W jednej z klatek Piłsudski, niechluj w kalesonach, stawia pasjansa czy będzie dyktatorem Polski, czy nie. I jedno ma tylko ten infantylny dziadek życzenie, żeby puszczać mu na okrągło disnejowskie kreskówki.
W innej skrzyżowanie jamnika z Piastem Kołodziejem, czyli Dąbrowska ze swoją kochanką, siedzą, ilustrując przysłowie „Nieszczęścia chodzą parami”.
Gdzie indziej Konopnicka, matka taka, jaka pisarka, raczej średnia, libido większe niż talent, życia w trójkącie było jej za mało, popęd seksualny godny tego miejsca.
Dalej Paderewski, zwany przez żonę Zwierzaczkiem, kolor mu odpowiada, tak ubierał się na starość, cały na biało, do tego, o zgrozo, jeszcze białe pantofle, aż mdliło, tak manieryczny.
Jedna ze słojem, w środku członek o długości 28,5 cm, reszta Rasputina nie zmieściła się.
W dalszej wyrodny ojciec, posępny gbur, okręt podwodny, samotna jednostka o napędzie depresyjnym, ORP Gustaw Herling.
Jeśli was rozśmieszy ta następna parada moich zmartwychwstałych, to dobrze. Jeśli uronicie parę łez, to dobrze, i jedno, i drugie to płyn do mycia szyb, jeśli przyjąć, że okno to zwierciadło duszy.
Ale najlepiej, kiedy i jedno, i drugie,
Żaden koniec tak nie wieńczy dzieła jak śmiech przez łzy.