Uwaga: ta książka może być przyczyną wielu poważnych deziluzji – po lekturze obraz rzeczywistości historycznej nigdy już nie będzie takim, jak dawniej. Liczne stereotypowe wizje przeszłości – a także na nich oparte, więc z gruntu mylne mniemania o współczesności, jak i wynikłe z tych fałszywych przesłanek poronione projekcje przyszłości – okażą się funta kłaków nie warte. Kto zatem woli dalej spokojnie hołdować postępowo-demokratycznym przesądom, kto nie chce, by wpajany na lekcjach historii i „polskiego” system potocznych wyobrażeń o dziejach ojczystych i powszechnych ulegał daleko posuniętej erozji, słowem: kto nie życzy sobie doznać nieodwracalnej autodewastacji klasycznego inteligenckiego światopoglądu – niech lepiej do ręki nie bierze części trzeciej (ani poprzednich) „BAŚNI JAK NIEDŹWIEDŹ”. Przeczytawszy ją bowiem, wiele spraw tego świata, wiele zdarzeń i ludzi ujrzy w zgoła innym naświetleniu, niż to projektowane przez rozmaite „kagańce oświaty”, na które zdany był do tej pory. Żegnaj, uporządkowany, polit-poprawny świecie, w którym siły postępu zmagają się, bezinteresownie, ma się rozumieć, z siłami reakcji i zabobonu; żegnaj postępowo-rewolucyjna wykładnio dziejów, wedle której np. reformacja, jak sama nazwa wskazuje, jest zawsze lepsza od kontrreformacji, a oświecenie od ciemnogrodu; renesansowi mędrcy i artyści dla dobra ludzkości rozświetlają mroki średniowiecza, zaś wstecznictwo i obskurantyzm ustępują przed światłem rozumu. Żegnaj świecie mądrych, szlachetnych i bezkompromisowych humanistów. Po lekturze „BJN” to już nie wróci. Cóż bowiem uczynił Autor „BAŚNI”? Postąpił jak wzorowy uczeń: zabrał się mianowicie za lekturę uzupełniającą. Przeczytał i przewertował dziesiątki i setki prac naukowych i popularyzujących „wiedzę” historyczną. I zaczął zadawać proste pytania – pytania, których zadawania zawodowo unikają patentowani historycy i popularyzatorzy historii, zadowalając się najczęściej powielaniem w nieskończoność tych klisz, które składają się na zespół urojeniowy polskiej inteligencji postępowej (bo, jak wiadomo: „paraliż postępowy najzacniejsze trafia głowy”). Przy czym podstawowym narzędziem hermeneutyki stosowanej przez Maciejewskiego jest dziecinne pytanie: a kto za to płaci?