Muszę przyznać, że mnie z całej tej książki najbardziej podobało się jej wydanie: okładka, grzbiet, detale przy rozpoczęciu każdego rozdziału.. Uważam, że jest piękna! Z tym że na tym jej zalety się kończą.
Pierwsze 200 stron strasznie mi się dłużyło, czytałam je nie odczuwając przy tym absolutnie żadnych emocji. Dopiero od 200 strony, książka nieco bardziej mnie wciągnęła, chociaż dalej nie mogę powiedzieć, że była to jakaś super lektura.
Nie jest to co prawda przypadek totalnie beznadziejny, bo chwilami książka robiła się naprawdę ciekawa, ale mimo wszystko przez większość czasu po prostu mnie nudziła i uważam, że jest ona o niczym. Nie działo się tu absolutnie nic ciekawego, a historia moim zdaniem jest strasznie naciągana i oderwana od rzeczywistości.
Bohaterowie byli pełni sprzecznych emocji, jakby sami nie wiedzieli czego chcą i co czują. Zachowanie Willow strasznie mnie denerwowało. Nie mogłam pojąć, jak w sytuacji zagrożenia życia można odczuwać coś po za przerażeniem. Pożądanie wobec swojego porywacza? Rozumiem, że momentami okazywał jej litość, ale mimo wszystko jej uczucia do Sainta są dla mnie niezrozumiałe. Saint też nie należy do moich ulubionych bohaterów. Był absolutnym przeciwieństwem mężczyzny, którego chciałabym spotkać na swojej drodze, abstrahując już całkowicie od tego, że jest on porywaczem. Po prostu człowiek ten nie wzbudził we mnie żadnej sympatii ani ciepłych uczuć.
Po kolejny tom trylogii raczej nie sięgnę, ...