Powieść, która trafiła do mnie poprzez book tour u Zaczytanej Martuśki, jest jawnym dowodem na to, iż nie należy oceniać książki po okładce. Widząc różowo kwitnące drzewo spodziewałam się wzruszającej i zabawnej historii miłosnej. Jednakże rozczarowałam się już po pierwszych stronach, gdy okazało się, że głównym bohaterem jest młody wdowiec, opłakujący zmarłą żonę. Czy komedia romantyczna może rozpocząć się na cmentarzu? Niebywałe, lecz Nicolas Barreau udowadnia, że tak!
"Helene miała trzydzieści trzy lata, gdy zmarła. Julien, jej mąż, przyrzekł, że po jej śmierci napisze do niej trzydzieści trzy listy - po jednym za każdy rok jej życia. Dotrzymał słowa."
Julien w rozpaczy nie mógł się pozbierać, wciąż rozmyślał o swojej pięknej Helenie. Mimo to zaczął pisać, by zadość uczynić jej życzeniu. Początkowo ciężko mu szło, jednak z czasem znalazł w tej jednostronnej - z początku - korespondencji rytuał, który przynosił mu ukojenie.
"Każdy list chował w skrytce na cmentarzu Montmartre.(...) Pewnego dnia listy zniknęły - zamiast nich Julien znalazł małe kamienne serce."
"Gdy szczęście zamyka jedne drzwi,
otwiera inne.
Ale często patrzymy tak długo
na zamknięte drzwi,
że nie widzimy
tych drugich,
które się dla nas otwarły."
Mężczyźnie wiele czasu zajmuje odnalezienie drzwi, o których tak pięknie pisał bengalski poeta Rabindranath Tagore. Jednak ktoś niepozorny, przypadkiem...