Cytaty Paulina Kozłowska

Dodaj cytat
Wsiadając do auta i rzucając zakupy na przednie siedzenie, pomyślała z goryczą, że ludzie są okropni. Zachowują się tak, jakby nie mieli własnego rozumu i ślepo wierzą we wszystko, co usłyszą.
Ten kot ucieka, odkąd pamiętam, i zawsze go znajduję. Przekaż Igorowi, że to taki koci włóczykij i na pewno się znajdzie. A tak między nami... on zawsze wraca tam, gdzie go karmią. Jak każdy facet!
To nie była jej wina, że dzisiejsi mężczyźni bali się wyzwolonych kobiet i woleli mieć w domu budyń waniliowy niż kobietę z krwi i kości.
Masz trudny charakter, jak twój ojciec. Facetowi to jeszcze ujdzie, ale kobiecie nie bardzo. Jesteś taka śliczna, ale jak się odezwiesz tą swoją niewyparzoną gębą, to czar pryska.
Czuła się jak rowerzystka, której podczas upojnej wycieczki ktoś wsadził kija w szprychę.
Inteligencję wyssałam z mlekiem matki, więc nie mam problemów z przyswajaniem informacji.
Nic nie sprawiało Lonce większej przyjemności, niż demaskowanie ludzi, którzy kreowali się na ideały. Po tylu latach pracy zakodowała sobie, że to jest właśnie jej misja: pokazywanie światu jacy naprawdę są ludzie. A co tu ukrywać, większość była zła do szpiku kości.
Tadek był już tak wielki, że przypominał księżyc w pełni i latem, gdy nosił tradycyjne koszule, niejeden z pracowników obrywał guzikami, które strzelały, ilekroć materiał nie wytrzymywał starcia z dyrektorskim brzuchem.
Udowodniono, że pracując tylko siedem godzin dziennie, można uzyskać o wiele lepsze wyniki i być jednocześnie wypoczętym i radosnym człowiekiem.
Leonii nigdzie się nie śpieszyło. I gdyby nie fakt, ze była jedną z najlepszych dziennikarek tej jakże poczytnej bulwarówki, najprawdopodobniej wyleciałaby z hukiem już po kilku dniach.
Usłyszał, jak wciągnęła powietrze. Widział kontur jej twarzy, parę lśniących migdałowych oczu, które tak czcił w myślach od momentu, gdy ją pierwszy raz zobaczył. Śnieg sypał mu się na głowę, ale to ani na trochę nie ostudziło pożaru, który poczuł w swoim ciele. Jakby ktoś chlusnął benzyną w stronę ogniska. Pochylił się jeszcze bardziej.
Nie tylko swoim wyglądem, ale również za sprawą eterycznej aury wyglądała, jakby urwała się z baśniowej opowieści, w której odgrywała rolę urokliwego elfa.
Młodszy z Jankesów był figlarny i psotny niczym schłodzony szampan, podczas gdy Hubert Jankes przypominał jej najlepszy rocznik wytrawnego wina, które sączy się ze spokojem, wyczuwając wszystkie cierpkie nuty na języku.
Hubert spojrzał na Radka w niemej prośbie o pomoc. Krew odpłynęła mu z twarzy, gdy dostrzegł w oczach brata chytry błysk.
– Panie Jankes, jeśli to pana narzeczona, to muszę przyznać, że ma pan ogromnego plusa już na wstępie! – zwróciła się Idalia do Huberta, rozciągając twarz w szerokim uśmiechu.
Idalia Monaster była największym indywiduum, jakie widział. Sądząc po minie jego własnego brata, on również nie spodziewał się, że ten kolorowy „ptak” to słynna pisarka szerząca zew moralności. Powiedzieć, że bracia Jankes byli zaskoczeni, to nic nie powiedzieć.
– Co komu przeznaczone, to na drodze rozkraczone… – mruknęła pod nosem, patrząc z niepokojem na szare kłęby chmur zwiastujące kolejną śnieżycę.
– Wie pani, kto zapłaci za moją suknię? – Blondynka puściła mimo uszu prośby swojej pomocnicy, świdrując Matyldę pełnym pasji wzrokiem. – Proszę iść do Huberta Jankesa. On pani zapłaci za mój wstyd i upokorzenie!
– Cholera! – jęknął Radek, łapiąc w kleszcze niepewne spojrzenie brata. – Nie masz żony!
Ani nawet porządnej dziewczyny. To komplikuje sprawę.
© 2007 - 2024 nakanapie.pl