Paulina Kozłowska powraca z tak bardzo wyczekiwaną przeze mnie kontynuacją Pensjonatu. "Spotkanie na Kaczym Wzgórzu" można potraktować, jako odrębną powieść, lecz zdecydowanie lepiej się ją czyta, znając początki tej historii.
Tutaj prym wiedzie Leonia ze swoim wrednym kocurem zwanym Wandą. To bezpardonowa dziennikarka, która za swój życiowy cel obrała demaskowanie zła, tkwiącego jej zdaniem, w większości ludzi.
Jej zadaniem jest napisanie rzetelnego artykułu na temat Pensjonatu na Kaczym Wzgórzu - azylu dla kobiet po kłopotach damsko-męskich. Ponownie poznamy ich kilka, a każda nosi w sobie niezagojone blizny. Była kochanka biznesmena zdzieckiem, którego on nie chce znać, była żona alkoholika iwdowa – wszystkie te kobiety przybyły tu, by wyleczyć złamane serca.
Uwielbiam styl i język Pauliny, lekki, "z jajem", niepozbawiony wulgaryzmów, które tylko podkreślają charakter wypowiadających je osób. Przednie dialogi i poczucie humoru, które bardzo do mnie przemawia, sprawiły, że kolejny raz wyśmienicie się bawiłam. Obudziła się też we mnie tęsknota za wakacjami, wypoczynkiem na łonie natury i babskimi pogaduchami.
Szczególnie spodobały mi się dwie zasady wyznawane przez Lonkę:
1. "Skoro i tak ten ziemski padół opuścimy zniczym, warto korzystać ztego, co oferuje nam życie".
2. "Nigdy nie tyka się tego, co nie jest twoje. Szczególnie jeśli chodzi ocudzych facetów".
"Spotkanie na Kaczym Wzgórz...