Angela Węcka (A. Caligo), współzałożycielka Wydawnictwa Węccy. Pisarka, copywriterka, infobrokerka – ladyboss. Pisze teksty marketingowe i użytkowe, a także artystyczne. Debiutowała tomikiem poezji „Kobieciara”. Jest również współautorką wielu antologii. W 2016 roku powołała do życia pełną indywidualizmu Fanny. Wydaje samodzielnie, jak i z tradycyjnymi wydawcami. Aktualnie żyje w Krakowie, szukając nowej chatki, w której będzie mogła spędzić kolejne lata, pisząc powieści i ciesząc się każdym dniem.
Wczoraj miała miejsce premiera Pani książki „Glow up”. Pewnie nie wszyscy zdążyli zapoznać się z jej opisem. O czym jest Pani najnowsza powieść?
Premiera to wyjątkowo emocjonujący czas dla pisarza – dlatego pozwalam sobie na kilka dni świętowania, spotkań, lajwów i wywiadów, żeby jeszcze trochę pokazać tę powieść w sieci. Natomiast sama książka jest o pewnej dziewczynie, która stawia wszystko na jedną kartę i kupuje mieszkanie do remontu. W międzyczasie próbuje sobie poradzić ze swoim życiem – z ciotką alkoholiczką czy z wymagającą szefową. Na dodatek na głowie ma Aleksa. Doświadczony brygadzista, specjalista od remontu kamienic, jest zupełnie nie w jej guście. Ich pierwsze spotkanie sprawia, że lecą iskry.
Jak sam tytuł (glow up – „upiększanie”) podpowiada – powieść ta jest o przemianie. Jasne, w każdej historii następuje przemiana bohaterów, ale ta jest szczególna, bo dotyczy także pięknej, bytomskiej kamienicy.
Do napisania tej historii zainspirowała Panią pewna kamienica, ale jak to wyglądało dokładnie? Czy myślała Pani o zostaniu flipperką?
Chciałam z mężem jeszcze rok temu kupić mieszkanie w bytomskiej kamienicy. Zakochałam się w tym dziwnym mieście, tamtejsze budynki miały i mają w sobie to coś – wysokie sufity, piękne okna, sztukateria, dwuskrzydłowe drzwi… No i nie zapominajmy o wykuszu! Mieszkanie, które opisałam w książce, istnieje naprawdę. Niestety, nie udało nam się go kupić. Właścicielka nie chciała zejść z ceny, a my w końcu odpuściliśmy i kupiliśmy działkę. Czułam jednak, że muszę napisać chociażby powieść o tym miejscu – i tak przyszła do mnie Marika. Nie chciałam pisać słodkiego obyczaju z romansem w tle. Postawiłam na coś ciekawszego, coś, czego w moim mniemaniu nie było na polskim rynku. Chyba trafiłam.
Co do drugiego pytania… Myślałam o tym, by pracować w branży nieruchomości, mam nadzieję, że kiedyś, może za dziesięć, piętnaście lat, będę mogła kupić starą kawalerkę i ją wyremontować, a potem sprzedać. Ale to marzenie z cyklu: jeśli się nie spełni, to nic się nie stanie.
Akcja każdej z Pani książek rozgrywa się wokół innego tematu. W „Kamperze” możemy odbyć podróż życia, w „Ostrym” śledzić rozwój kariery kulinarnej, a razem z „Glow up” odkryć branżę odnawiania nieruchomości. Skąd czerpie Pani pomysły na kolejne tematy?
Same do mnie przychodzą – właśnie najczęściej z życia. Czegoś słucham, coś przeglądam, gdzieś podróżuję. I nagle przed oczami staje mi scena, po której serducho bije mocniej. Nagle pojawia się w mojej głowie postać i wiem, że chcę poznać jej historię. Szperam wtedy po sieci, sprawdzając, czy moja opowieść, fabuła, która nagle się wykluła, nie jest wtórna. To znaczy, czy dokładnie o tym samym już nie napisano całych tomów. Jeśli nie, albo jeśli opowieść chwyci mnie pomimo wszystko, gdy tylko mam okazję, zaczynam pisać.
Z drugiej strony, w każdej powieści pojawia się też miłość. Czy myślała Pani o napisaniu czegoś zupełnie innego?
Coś innego niż romans, tak, na pewno. Chociaż zawsze jednak przylepia się do mnie wątek miłości. W 2022 nakładem wydawnictwa Editio wyjdzie moja książka, w której też znajdziemy to płomienne uczucie, ale więcej w „Męskim obowiązku” będzie sensacji niż romansu. Teraz siedzę nad thrillerem z małżeństwem w tle – to jest jeszcze inne podejście do tematu. Ale kiedy patrzę nawet kilka książek w przyszłość, bo mam już na nie jakieś pomysły, wszystkie mają coś, choćby odrobinę, wspólnego z miłością. Chyba mocno mnie to kręci!
Czy pisanie o flipperach było dla Pani wyzwaniem? Czy materiały były łatwo dostępne? I czy przy okazji nie pomyślała Pani o zmianie branży (albo przynajmniej odnowieniu własnego mieszkania)? Bo ja, po lekturze „Glow up”, poczułam się zainspirowana 😊
Zacznę niegrzecznie od końca – marzę o tym, by już móc urządzić swój dom, który musi dopiero powstać. Mam ogromną tablicę na Pintereście z różnymi stylami, w których jestem zakochana. Na przykład boho chic lub styl eklektyczny to coś, co kocham. Ufam, że wyżyję się artystycznie właśnie na tych przestrzeniach za kilka miesięcy. Natomiast nie wiem, czy bym odnalazła się w takiej pracy zawodowej. Ale bardzo, ale to bardzo lubię oglądać wnętrza, zwłaszcza dziwne, pełne książek, obrazów, grafik czy nietypowych mebli. I cieszę się, że udało mi się co nieco zainspirować!
Co do pisania o flipperach – Internet, kiedy umie się dobrze szukać, jest pełen informacji. Odsłuchałam kilka podcastów i wywiadów z osobami, które tak się realizują w swojej pracy i było to naprawdę pasjonujące. Nie wnikałam w „Glow up” aż tak głęboko w sam rynek: oparłam się głównie na swojej wiedzy, wynikającej z rozmów z biurami nieruchomości w Bytomiu.
„Glow up” to też pierwsza książka wydana przez Panią w ramach własnego wydawnictwa. Czemu zdecydowała się Pani je założyć?
Założyłam wydawnictwo, ponieważ to był jeden z moich celów-marzeń, czyli rzeczy, które na 100% chciałam odhaczyć w swoim życiu. Udało mi się z mężem ogarnąć zasoby, nie tylko finansowe. Wiedzieliśmy, że obydwoje chcemy pracować stricte z literaturą, a własne wydawnictwo to spore możliwości. No i w 2020 roku dotarła do nas książka, po której zdecydowaliśmy się ruszyć z kopyta – będziemy wydawać ją na jesień.
Powód jest błahy – większy zarobek, a dodatkowo ogromna satysfakcja z pracy i możliwość utrzymania się z własnej pasji to coś, co jest dla mnie szalenie istotne w życiu. Wiem, że mam talenty do zarządzania projektem, znam się na rynku książki, zwłaszcza romansów i obyczajów, rozumiem mechanizmy marketingowe oraz nie boję się pracować w stresie – to wszystko zmotywowało mnie do podjęcia tego działania.
Zapewne część osób piszących do przysłowiowej szuflady pomyślało teraz o podesłaniu swoich tekstów. Czy szukają Państwo nowych twórców? Jeśli tak, w jakich gatunkach będzie się specjalizować wydawnictwo?
Tak, jak najbardziej, serdecznie do tego zapraszamy. W tym tygodniu podpisałam trzecią umowę na powieść obyczajową, a czekam cały czas na wspaniały kryminał, nie tylko klasyczny, ale i ten z jajem; czekam również na thriller, który zmrozi mi krew w żyłach. Takich gatunków dostajemy najmniej, a najbardziej – na ten moment – nam na nich zależy. Nie zmienia to jednak faktu, że czytamy również takie gatunki jak obyczaj, romans, erotyk czy fantastykę.
Wydawnictwa nie prowadzi Pani sama, ale z mężem i to jeszcze pisarzem! Czy taki układ sprzyja małżeństwu? Czy pojawia się rywalizacja?
Tak, wspomniałam już wcześniej o mężu ze względu na szacunek do jego pracy. Zawsze, kiedy myślę o wydawnictwie, myślę o Tomku. Oficyna jest ważną częścią naszego życia, wręcz w tym momencie nie wyobrażam sobie nas bez niej. Od początku podziwiałam jego pisanie, twórczość, wiedzę i umiejętności, ale właśnie dlatego, że szczerze go kocham, nigdy, nawet raz, nie poczułam, że jest on osobą, z którą w ogóle powinnam rywalizować. A rywalizować lubię, jestem tylko człowiekiem, w dodatku mocno nastawionym na zdobywanie i realizację celów. Ale Tomek jest moim sojusznikiem, pierwszym redaktorem moich tekstów, człowiekiem, dzięki któremu mogę w spokoju pisać i się spełniać. On tak samo nie odczuwa rywalizacji – wręcz się cieszy, że jego nazwisko pojawia się na tylu powieściach. I to jest dla mnie definicja miłości w małżeństwie.
A co do samego małżeństwa – prowadzenie oficyny oczywiście wywołuje masę emocji. Czasami spieramy się podczas czytania propozycji wydawniczych, czasami idziemy na randkę i gadamy tylko o pracy, a czasami wydawnictwo to temat dnia i zapominamy wtedy o tym, że trzeba też odpocząć. Niemniej to jedna z tych rzeczy, które nas scalają; sprawia, że jesteśmy ze sobą praktycznie cały czas i uczy nas o sobie czegoś więcej.
Debiutujący autorzy często proszą o porady w sprawie promocji swojej pierwszej książki. Gdyby miała Pani podać jedną wskazówkę, było by to…
Zadbaj o promocję samodzielnie – znajdź kilku blogerów, patronatów, może ambasadorów. Zobacz, gdzie można podpromować książkę i w jaki sposób promuje się dany gatunek (na przykład, popatrz na profile wydawnictw i zerknij, do kogo idą ich książki; możesz to zrobić poprzez hasztag #imięnazwisko autora na Instagramie). Nie poddawaj się i przedłużaj życie swojej powieści za pomocą ciekawostek, grafik, lajwów, wywiadów. Pamiętaj, że mamy na tyle dużą konkurencję na rynku, że musimy się jak najczęściej pokazywać. Chyba powiedziałam nieco więcej, ale wszystko się pięknie ze sobą pokrywa: bądź odważnym twórcą. 😊
Jakie ma Pani plany na przyszłość? Czy są już pomysły na kolejną powieść?
Tak, planów jest sporo. Przede wszystkim za jakiś czas na rynku audiobooków i e-booków pojawi się „Kredyt zaufania”, to powieść stworzona we współpracy z Empik Go. A także w 2022 roku wyjdzie pierwszy tom dylogii, o której mówiłam już w wywiadzie, czyli „Męski obowiązek”. Właśnie tworzę opowiadanie do antologii romansowej, a także dwie rozkopane powieści, czyli wspomniany wcześniej thriller oraz kolejny romans. Mam nadzieję napisać coś jeszcze, ale chcę również skupić się na pracy wydawniczej i pozyskać nowych autorów na kolejne miesiące. Dziękuję za wywiad! Trzymam kciuki za wszystkich młodych artystów.