"Mój wypadek? Ten tutaj, na Nürburgringu? Ciągle ktoś mnie o niego pyta, ale niech będzie. Nagrywałem właśnie wywiad dla RTL i pokazali mi nagranie z tego zdarzenia. Zapytałem ich:
»Na chuj mi to znów pokazujecie? Mam się dla was rozpłakać czy co?«
Po ich wstrząśniętych minach poznałem, że nie poznali się na tym żarcie."
Muszę przyznać, że ta biografia pozwoliła mi zmienić trochę podeście względem Laudy. Gdy jeszcze oglądałem F1 (dawno to było, oj dawno) niesłychanie mnie wkurzało, że Lauda był dosłownie WSZĘDZIE. Tu daje wywiad, tam w słuchawkach stoi przed monitorem, za chwilę kręci się po padoku w tej kretyńskiej czapce. Nie mogłem zrozumieć, co może wnieść starszy facet, który ścigał się, ale 30 lat temu. Nie te czasy, nie te auta, nie ci ludzie.
Faktem niezbitym jest, że dla całej rzeszy postronnej gawiedzi był głównie znany z tego, że o mało nie spłonął żywcem w Zielonym Piekle. Jednak całe szczęście autor nie skupia się jakoś obsesyjnie na tej jednej sytuacji, co musi cieszyć czytelnika spragnionego czegoś więcej. Lauda to z pewnością postać nietuzinkowa, ale nie dzięki swoim zwycięstwom (a to skromny dorobek, porównując do Senny czy Prosta)- wyróżniała go absurdalna wręcz determinacja i charakter zupełnie nie pasujący do gwiazdorskiego wyobrażenia kierowcy wyścigowego- jak np. Rogazzoni czy Hunt. Różnie można na to patrzeć, ale autor na każdym kroku wybiela swojego bohatera- nawet jeśli zupełnie obiektywnie zachowywał się jak skończony dupek.
Zresztą plejada postaci z F1 wypowiada się o nim w samych superlatywach, hołdując głupiej zasadzie, że o zmarłym tylko dobrze wolno mówić. Książkę czyta się gładko, chociaż doskwiera ten lukier lejący się co kilka stron. Ostatnich kilkadziesiąt, to już wspominkowa jazda bez trzymanki.
Tekst tekstem, ale wydanie... Ok, wydawnictwo SQN niejednokrotnie mi udowodniło, że na korekcie oszczędzają jak się da i generalnie mają to gdzieś, ale to jest rekord. Ilość każdych możliwych błędów w pisowni jest zatrważający nawet dla takiego dyletanta, jak autor tej recenzji. Osobiście byłoby mi wstyd brać pieniądze za taką fuszerkę.
Chyba że to był wolontariat robiony po pijaku- wtedy to spoko, rozumiem.
6/10 to uczciwa ocena jak za laurkę na cześć zmarłego, przeniesiona na język polski w tak kiepskim stylu. Więcej nie dam.