Rodzina Haarder mieszka na niewielkiej wyspie, z dala od innych ludzi. Jens, jego żona Maria, a także córka Liv żyją na uboczu. Jens jest stolarzem, jednak od lat trudni się raczej gromadzeniem różnych bibelotów i zagracaniem wyspy niż wyrobem mebli. Maria natomiast z dnia na dzień tyje coraz bardziej, co utrudnia jej poruszanie się. Liv ma dziewięć lat i poza wyspą bywa jedynie nocą, gdy ojciec wysyła ją po kolejne „przydatne” rzeczy. Gdy rodzice zgłaszają śmierć córki, mieszkańcy głównej wyspy szanują ich żałobę i jeszcze bardziej odsuwają się od tej dziwnej rodziny. Jednak prawdziwa tragedia dopiero się wydarzy.
Żywica Ane Riel jest thrillerem psychologicznym, w którym główną bohaterką oraz narratorką pierwszoosobową jest Liv. To dziecko, które jest dość dojrzałe jak na swój wiek. Dziewięciolatka rzadko miała okazję spotykać kogoś spoza rodziny, a wyspę główną i inne domostwa widziała jedynie nocą, nie bawiła się też nigdy z żadnym dzieckiem. Oprócz Liv mamy także trzecioosobowego narratora wszechwiedzącego, który przybliża losy rodzinny Haarderów, cofając się do czasów dzieciństwa Jensa.
Fabuła nie jest naszpikowana zwrotami akcji, a tempo opowieści jest dość powolne. Książka zaczyna się od informacji, że Jens zabił babcię Liv, a potem narracja wraca do młodości mężczyzny i przedstawia wydarzenia chronologicznie, czasem tylko wtrąca się narratorka pierwszoosobowa i zabiera nas do teraźniejszości. Bodźcem do opowiedzenia historii rodziny, młodości ojca, początków małżeństwa rodziców Liv, są pewne skojarzenia, które pojawiają się w opowieści dziewczynki.
Liv jako narratorka jest naprawdę ciekawa. Pamiętając, że mamy do czynienia z dzieckiem, na dodatek takim, które niewiele widziało poza własnym domem i podwórkiem, należy docenić fakt, że autorka skupiła się na takim prowadzeniu narracji, które przypomina dziecięce opowiadanie. Liv całkowicie ufa rodzicom, a nie znając innego życia, uznaje to, co ma w domu, za całkiem normalne. Nie widzi nic złego w milczącym ojcu, polowaniu nocą i chodzeniu do miasteczka na szaber. Dla Liv to nic nowego, że na podwórku rosną sterty gratów, które ojciec uwielbia, a które na pewno kiedyś mu się przydadzą. Nie dziwi też dziewczynki fakt, że z miasteczka przynoszą nie jedzenie czy leki, lecz często kolejne śmieci – jak folia bąbelkowa czy cerata, a także garnki, szczątki rowerów czy inne niepotrzebne rupiecie, które stają się dla Jensa skarbami.
Książka nie jest łatwa. Pokazuje stopniowy upadek człowieka i szaleństwo, w które popada. Spowodowane jest to życiem z dala od ludzi, traumami, które sięgają dzieciństwa, zamknięciem się w sobie, a także strachem przed kolejną utratą. Bohaterowie wolą ukartować spisek, doprowadzić do tragedii, niż pozwolić sobie żyć normalnie jak inni ludzie. Co ciekawe nikt w tej rodzinie nie walczy z tym, jak przyszło im żyć. Kolejne góry śmieci, zagracone pomieszczenia, a także choroba zarówno matki, jak i ojca, jest dla Liv całkiem normalna. Dziewczynka nie wie, że można żyć inaczej. Jest trochę dzikim dzieckiem, które wychowano, wpajając mu różne głupoty do głowy – na przykład, że mordowanie zwierząt nocą nie przynosi im bólu, a rozmowy z obcymi mogą okazać się niebezpieczne (nawet jeśli tym obcym jest nigdy niewidziana babcia).
Żywica to niewielka objętościowo powieść, która pokazuje degradację jednostki, popadanie w obłęd, a także ciągnięcie ze sobą na dno najbliższych, na dodatek całkiem niewinnych osób. Zaskakujące wydawać się może zachowanie dziewięciolatki, jednak musimy pamiętać, że Liv nie znała innego sposobu na życie – kradzieże, śmieci w każdym kącie, obsesja ojca, chorobliwa otyłość matki, a nawet widzenie tego, czego nie ma, było dla niej na porządku dziennym.
Żywica jest świetnym przykładem skandynawskiej literatury. Tym razem mamy do czynienia z duńską twórczością. Niespiesznie prowadzona narracja, a jednocześnie przejmująca atmosfera, która towarzyszy nam podczas czytania, to dwie najbardziej widoczne cechy tej książki. Plusem jest też przedstawienie miejsca wydarzeń – wysepek, ludzi, którzy wiedzą o sobie wszystko, ale nie wtrącają się w niczyje życie. To faktycznie przedstawicielka hasła "Dania: Mały kraj – wielka literatura".
Żywica mnie zaskoczyła. To powieść złożona i trudna, nie dla każdego. W internecie jest wiele nieprzychylnych opinii na jej temat. Może to dlatego, że potrzebna jest pewna wrażliwość czytelnicza, która pozwoli dotrzeć w tej powieści do najważniejszych elementów. Nie jest to thriller, w którym co chwila ktoś kogoś morduje, wręcz przeciwnie – to powieść, w której od pierwszej strony jesteśmy przekonani, że stanie się coś złego, że ta historia nie skończy się dobrze, ale nie będzie to spowodowane wydarzeniami rodem z horroru. Żywica ma inny cel – pokazać skomplikowaną relację rodzinną, upadek człowieczeństwa i chorobę jednostki, jej zepsucie. Świetnie napisana, dająca do myślenia pozycja.