„Kłopot z ludzką naturą polega na tym, że człowiek potrafi oswoić się z rzeczami - wydawałoby się - niemożliwymi do oswojenia”.
Władysław Bartoszewski
Na rynku wydawniczym mamy morze książek o tematyce holokaustu, całe relacje z niemieckich obozów zagłady, wstrząsające zdjęcia, materiały filmowe, pamiętniki, czy listy. Kolejna pozycja na ten temat wydawała mi się niezmiernie ciekawa, ale po przeczytaniu jej lekko się zirytowałam i zrobiło mi się przykro.
Mowa tutaj o publikacji Pani Tovy Friedman Byłam dzieckiem z Auschwitz. Autorka w swej książce opowiada o swoich przeżyciach z obozu koncentracyjnego, o tym, co widziała, co słyszała oraz czego była świadkiem. Ta pozycja nie odbiega od innych w tej dziedzinie, możemy spotkać wiele publikacji, w których żydowskie dzieci, które przeżyły piekło holokaustu, opowiadają o swoim życiu. Czy książka jest dobra? Tak. Dla każdego fana literatury obozowej będzie to kolejna perełka do kolekcji, dlaczego więc tak mnie, zdenerwowała?
"Proszę o trochę szarego mydła i łyżkę, bo nie mam czym jeść... Proszę o trochę sacharyny... Upiecz mi Mamusiu naleśników 20..." To fragmenty listów z Muzeum Dzieci Polskich – Ofiar Totalitaryzmu w Łodzi.
Kochani rodzice, jak będziecie mogli, to wystarajcie się o jakieś wierzchy od skórkowych butów i dajcie obie na 37 numer drewnianych spodów, i przyślijcie mi, bo nie mam w czym chodzić (...) Proszę o trochę szarego mydła i łyżkę, bo nie mam czym jeść - napisała 15 lutego 1944 r. do swoich rodziców Halinka Cubrzyńska (12 lat).
Zapytacie pewnie, jak to ma się do wyżej wymienionej książki? Ja naprawdę nie jestem antysemitką, ale mam dość tego, że wydaje się pozycje, w których tylko Żydzi są ofiarami obozów koncentracyjnych, a zapomina się, że przecież Auschwitz-Birkenau zbudowany był dla Polaków! Mamy rozpaczać nad tragedią żydowskich dzieci, podczas gdy nasze przetrzymywane były w okrutnych warunkach w gettach, oraz niemieckich obozach zagłady. Nie spotkałam się z obszerną ilością literatury, która mówiłaby o tragedii polskich dzieci, za to o Żydach znajdziemy tomiszcza.
Pani Friedman pisze, że nie miała pojęcia, jak mała jest wiedza na temat tego, ilu Żydów zginęło w holokauście w Stanach Zjednoczonych… My Polacy nie mamy pojęcia, ilu Polaków zginęło, bo niemal każda publikacja dotyczy osób pochodzenia żydowskiego. Szkoda, że Autorka nie wspomina o tym, jak to amerykańscy Żydzi sami skazali swoich rodaków na śmierć, kiedy nie chcieli ich przyjąć w Stanach Zjednoczonych to dopiero historia. Dziś mówi się, że my Polacy byliśmy współwinni holokaustowi, a nasze polskie wydawnictwa nie robią nic, aby wydawać książki, które by temu zaprzeczyły, tylko ciągle musimy czytać o wielkiej tragedii Żydów.
Mimo tego, że Byłam dzieckiem z Auschwitz naprawdę mi się podobało, z wielką chęcią przeczytałabym pozycje o wspomnieniach polskich dzieci, które przeżyły piekło hitlerowskiej czystki. Dlaczego nie bronimy własnego narodu, tylko ciągle brniemy, w poprawność polityczną pisząc, jak to Żydzi mieli źle? Dlaczego nie skupiamy się na naszych ofiarach oraz naszych ocalałych, aby pamięć o tamtej tragedii nigdy nie zginęła?
Mam co do tej pozycji ambiwalentne odczucia… Myślę, jednak że jako Polka nie mogę zgodzić się na kolejną książkę, która gloryfikuje tragedię Żydów, podczas gdy moi rodacy byli równie pokrzywdzeni, a może i bardziej, bo przecież tylko w Polsce za pomoc Żydom groziła kara śmierci, jak wielu z nich tego nie doceniło.
Myślę, że o Żydach napisano, już wszystko czekam, aż pojawi się publikacja wspomnień polskich dzieci ocalałych w tamtym tragicznym czasie, a nawet dwie, a nawet sto.