Po książki obozowe i w ogóle z wojną w tle sięgam rzadko, bo zawsze bardzo mocno i długo je przeżywam. Tym razem było podobnie, a nawet gorzej, bo lekturę książki rozpoczęłam w czasie, kiedy miałam okazję odwiedzić obóz Auschwitz-Birkenau. Po tej wizycie książka zrobiła na mnie jeszcze bardziej piorunujące wrażenie niż zrobiłaby bez towarzyszących jej doświadczeń. Obrazy dosłownie stawały mi przed oczami. Widziałam nawet dokładnie drogę, którą podążały dzieci z bloku Tevy, udając się do krematorium. Szłam przecież tą drogą nie tak dawno temu. Długo nie potrafiłam uporać się ze swoimi emocjami i napisać o tej pozycji cokolwiek więcej niż, że jest mocna, przejmująca, rozdzierająca duszę i serce.
„Byłam dzieckiem z Auschwitz” to opowieść o życiu Tovy Friedman po ocaleniu obozu Birkenau i wspomnienia z pobytu tej małej dziewczynki w tym okropnym miejscu. Tova miała tylko sześć lat, kiedy została wepchnięta wraz z matką do bydlęcego wagonu i wysłana do obozu zagłady Auschwitz-Birkenau. Wcześniej zresztą również nie zaznała normalnego życia. Nie znała niczego innego niż życie w niewoli i ciągłym strachu. Nie wiedziała, co to wolność i pełny brzuch. Już jako czteroletnia dziewczynka po likwidacji getta w Tomaszowie Mazowieckim została z rodzicami wywieziona do nazistowskiego obozu pracy w Starachowicach. Później było tylko gorzej. Mała Tova przebywała w Birkenau zaledwie pół roku. Jednak to, co wtedy przeżyła, trwale naznaczyło jej późniejsze życie. Przez ten czas była świadkiem tak wielu okrucieństw, że na zawsze wyryły się one w jej pamięci. Doświadczyła wycieńczającego głodu, zimna, strachu, niewyobrażalnych upokorzeń. Doszło do tego, że to dziecko nie widziało nic nienormalnego w tym, że Żydzi prowadzeni są do krematorium. Ta mała dziewczynka dziwiła się, dlaczego kobiety, w tym jej mama, płaczą, widząc dzieci prowadzone do komory gazowej, skoro „każde żydowskie dziecko musi iść do krematorium”. Mając tylko sześć lat Tova była pogodzona ze śmiercią, chociaż nawet nie wiedziała, czym tak naprawdę ta śmierć jest i co się po niej dzieje. Wiedziała tylko, że każde żydowskie dziecko musi umrzeć. Dopiero po latach Tova zdała sobie sprawę, przez co tak naprawdę przeszła. Dostrzegła, jak sprytnie naziści manipulowali nawet najmniejszymi dziećmi, byle te siedziały cicho i robiły to, co im się każe. W dniu, kiedy blok Tovy miał iść do komory gazowej, dzieciom podano wyjątkowo treściwy i sycący posiłek. Później wszystkie dzieci wyszły na mróz w skąpych ubraniach i udały się na spacer do miejsca, w którym czekała je śmierć, ciesząc się z tego, że wreszcie są najedzeni. Naziści do końca utrzymywali pozory, nawet już w samym krematorium, wręczając dzieciom poszarpane ręczniki i przekonując je, że idą pod prysznic. Jakim cudem tej garstce dzieci udało się wejść do komory gazowej i przeżyć, przeczytacie w powieści.
A naprawdę warto. Tova zdaje szczegółową relację z pobytu w obozie zagłady. Pokazuje, jak z perspektywy dziecka, które nie rozumie zbyt wiele, wyglądało obozowe życie. To z jednej strony pamiętnik, pełen wstrząsających wspomnień, z drugiej hołd złożony ofiarom Holokaustu, którym nie udało się przetrwać zgotowanego przez nazistów piekła. Mówi też trochę o stosunku Polaków do Żydów w czasie wojny i po niej. To wszystko, o czym czytamy, dogłębnie nami wstrząsa i nie pozwala spokojnie zasnąć ani normalnie funkcjonować. Z drugiej strony sprawia, że zaczynamy inaczej patrzeć na własne życie. Doceniać fakt, że panuje w nim spokój, że mamy co jeść i w co się ubrać, że jest nam ciepło, że mamy bliskich obok. Pozwala docenić najprostsze rzeczy, które dzieją się wokół nas, a którym na co dzień nie poświęcamy większej uwagi, uważając, że nam się należą. Książka jest niezwykle poruszająca, mimo to czyta się ją sprawnie, bo została przystępnie napisana. I chociaż nie jest to powieść, a co za tym idzie, narracja również fabularyzowana nie jest, czyta się tę książkę bardzo dobrze. Tak obrazowo przedstawione są wydarzenia, tak melodyjny i jednocześnie prosty jest język tej publikacji. Płynnie prowadzi czytelnika przez historię Tovy zwanej Tolą od czasów, kiedy razem z rodziną zajmowała maleńkie mieszkanko w żydowskim getcie przez pobyt w obozie zagłady i cudowne ocalenie, na dalszych jej losach kończąc. Cieszę się, że publikacja nie kończy się wraz z ocaleniem Tovy z obozu, a pokazuje również jej emigrację do USA i jej dalsze życie. Wprawdzie nie jest ono już tak dokładnie opisane jak wspomnienia z czasów wojny, dość fragmentarycznie ukazuje jedynie jego część, jednak wyraźnie pokazuje, jaki wpływ miały traumatyczne przeżycia tej małej dziewczynki z życia w żydowskim getcie, nazistowskim obozie pracy i obozie Auschwitz na jej późniejsze życie. A także na życie jej najbliższych. Te tylko kilka najwcześniejszych lat życia dziecka odcisnęło trwałe piętno na jej psychice i wielu latach życia.
„Byłam dzieckiem z Auschwitz” to historia odwagi, wytrzymałości i nadziei wielu ludzi, ale też opowieść o niewyobrażalnym złu. Podczas lektury wciąż zadajemy sobie pytanie – jak mogło dojść do takich okrucieństw? I nie znajdujemy odpowiedzi. Świadectwo Tovy Friedman to głos sprzeciwu przeciw antysemityzmowi, nacjonalizmowi i mowie nienawiści. Głos, który zostaje w głowie czytelnika na zawsze. Ciężko się pisze o tego typu książce. Jeszcze ciężej jest ją ocenić. Zamieszczone w niej wspomnienia są trudne, bardzo osobiste, szczere, prawdziwe. Odkrywanie ich uderza w czytelnika z tak ogromną siłą, że naprawdę ciężko jest się później pozbierać. Ale warto przeczytać, przede wszystkim dlatego, żeby pamiętać.
Współpraca z Wydawnictwem Poradnia K.