Kiedy w śnieżny wieczór Ola wraca z rodzinnego domu ulega wypadkowi. Z rozbitego auta wyciąga ją nieznajomy mężczyzna, który przenosi ją do chaty na kompletnym odludziu. Wydawać by się mogło, że Heath chce pomóc poszkodowanej kobiecie... Nic bardziej mylnego... On pragnie ją zatrzymać dla siebie...
Narracja została poprowadzona naprzemiennie. Pierwszoosobowo z perspektywy głównej bohaterki i trzecioosobowo, gdzie poznajemy kontekst całej historii. To lektura to taki troszeczkę misz masz gatunkowy. Mamy tu thriller psychologiczny z domieszką nurtu domestic noir, trochę kryminału i romans solidną dawką erotyki. Styl autorki był prosty i lekki, co zdecydowanie ułatwiało czytanie, jednak treść kompletnie do mnie nie przemawia, a większą część tej pozycji po prostu przemęczyłam.
Pisarka podstawę oparła na syndromie sztokholmskim, co było dobrym zamysłem. A co rozumiemy pod tym pojęciem? Gdy agresor – porywacz znęca się psychicznie i/lub fizycznie, utwierdza ciągle ofiarę w przekonaniu, że jej przeżycie uzależnione jest tylko i wyłącznie od niego. Osoba porwana, nie widząc możliwości ucieczki, uczy się zachowywać zgodnie z jego oczekiwaniami tak, by nie wywoływać w nim gniewu. Po pewnym czasie próby pomocy z zewnątrz odbierane są jako forma ataku na jedynego opiekuna. Umysł ludzki jest po dziś dzień nie do końca zgłębioną zagadką, a mechanizmy tego zagadnienia można próbować wyjaśnić za pomocą teorii dysonansu poznawczego. Aleksandra Schnajder starała się oddać wszystkie niuanse dotyczące tego zagadnienia, jednak według mojej oceny gdzieś po drodze ta idea się kompletnie rozjechała i pojawił się ogromny rozdźwięk.
Co do tej powieści mam bardzo mieszane, a wręcz skrajne odczucia. Z jednej strony dobry pomysł, z drugiej zaś za duży nacisk położony na gatunki orbitujące poza thrillerem. Niby jest napięcie, niby udało się stworzyć duszny klimat, ale to wszystko gdzieś rozmywa się niczym mgła przy zetknięciu z romansem oraz erotyką. Także niezbyt prawdopodobna fabuła, irracjonalne i irytujące zachowania postaci– to zupełnie nie moja bajka, tak jak motyw tak zwanego Bad Boya. Niestety ja zupełnie tego kupuję. Może dlatego wydawało mi się, iż treść momentami bywa przegadana, że było tego wszystkiego po prostu za dużo. Choć z ciężkim sercem pisze mi się takie recenzje, nie należę do osób, próbujących wychwalać na siłę coś, co nie do końca mi się nie spodobało. Aczkolwiek pragnę podkreślić, iż jest to jak najbardziej tylko i wyłącznie moja subiektywna opinia. Na pewno wśród Was znajdą się odbiorcy, którym takie połączenie wątków przypadnie do gustu.