Intrygujący tytuł przywodzący na myśl demona, tudzież tajemnicze stwora z czeluści piekieł oraz fragment opisu zaowocowały rozbudzeniem pragnienia przeczytania najnowszej powieści Marcina Mortki. To było pierwsze spotkanie z autorem, lecz na pewno nie ostatnie. Oj, nie ostatnie. I to nie dlatego, że autor skupia się głównie na fantastyce, a tę uwielbiam, lecz ze względu na język jakim się posługuje, na kreację bohaterów, na humor i przeczucie, że znajdę wśród powieści Marcina Mortki coś co mnie zachwyci, jak zachwycił mnie"Medvid",przepraszam, jak zachwyciły mnie "Żółte ślepia".
***
Taak, o tej powieści myślę Medvid, nie zaś tak jak brzmi jego oficjalny tytuł. Macie tak czasem, że myślicie o książce nie posługując jego jej oficjalnym tytułem, lub skracając go sobie? Ja tak czasem robię, raz nawet tak się zakręciłam, że pisząc prośbę do wydawnictwa o egzemplarz do recenzji pomyliłam się w tytule, bo użyłam swojego skrótu myślowego. To taka mała dygresja i już wracamy do Medvida.
***
Świat, do którego wkraczamy to świat roku pańskiego 995. Od czterech lat tron króla Polski zajmuje Bolesław, któremu główny bohater służy radą i pomocy. Z drugiej strony (tej mniej moralnej) ma płomienny romans z jego żoną - Hajną. Coraz większe znaczenie ma nowa religia, która rozlewa się po ówczesnej Europie. Na dworze księcia Bolka coraz więcej mają do powiedzenia niemieccy księża misjonarze, którym nie w smak jest towarzystwo u boku księcia kogoś takiego jak Medvid.
Przede wszystkim jednak urzeknie Was kreacja głównych bohaterów. Ja byłam nimi po prostu zachwycona. Medvid z tą swoją topornością, jakimś wewnętrznym zagubieniem, targającymi nim gorącymi uczuciami i prymitywnym, niemal zwierzęcym rysem skradł moje serce od początku. Kosmacz, którego skóra gruba jest , skrywa serce rozpalone miłością. Jest zarówno dzieckiem kniei, jak i człowiekiem i te dwie natury stale się w nim kotłują, raz jedna, raz druga prowadząc.
Potem dołączyła do niego Gosława. Wiedźma jak się patrzy, z niewyparzonym jęzorem, mała, a zgryźliwa, taka, która nie waha się przywalić stolemowi między nogi, a jednak z miękkim i wrażliwym sercem.
Język jakim posługują się bohaterowie stylizowany jest na ten z epoki, ale opisy na szczęście już nie.Dzięki temu powieść jest bardzo przyjemna podczas czytania. Nie można im jednak odmówić swoistego wdzięku i piękna. Dla mnie "Żółte ślepia" pod względem stylistycznym były prawdziwą ucztą.
***
Byłoby troszkę nudno, gdyby akcja toczyła się tylko w jednym miejscu, nawet tak fantastycznym jak średniowieczne Gniezno i jego okolice i autor zabiera nas w podróż, aż na kraniec ówczesnej Polski. Powieści drogi bardzo lubię, przygodowe i fantastyczne tym bardziej. I jak na takową przystało nie może braknąć drużyny. Początkowo składa się ona tylko z Medvida i Gosławy, potem rozrasta się do pięciu osobników (wliczając kota Trutka). Swoją drogą kreacja kota, była świetna, mógłby tylko mieć nieco bardziej urozmaicony repertuar wypowiedzi.
Mogłoby się wydawać, że wątek miłosny dotyczący Medvida i Hajny jest prosty, zbyt prosty jak na główną oś fabuły. Ale wiecie co? Prócz dobytku, żądzy władzy to właśnie miłość (nawet ta nie mająca szans na spełnienie - a może właśnie to ona) napędza do działania. Nie inaczej było w przypadku Medvida. Wielki Kosmacz, pogromca utopców, rusałek i całej reszty słowiańskiego tałatajstwa, chce ratować Hajnę i tylko Hajnę.
***
Jakie Medvid wraz z towarzyszami przeżyje przygody, jak zakończy się dla niego niechciana wizyta w Półmroku tego nie dowiecie się ode mnie.
Tylko, kurczę, ta końcówka mnie zawiodła. Nie chodzi o to, że jest jakaś niespójna, że na siłę, czy coś w ten deseń. Nie. Zwyczajnie moja wizja zakończenia była całkiem inna, taka bardziej... no, romantyczna.
***
"Żółte ślepia" to historyczna fantastyka, w której nie braknie Wam słowiańskich stworów, przygód, a wszystko to w średniowiecznych realiach. Dzięki sensualnemu stylowi autora będziecie mieć poczucie jakbyście znaleźli się w pradawnej puszczy, w gródkach mniejszych lub większych, a także w samym Gnieźnie.
Szukacie książki rewelacyjnie napisanej, z ciekawymi bohaterami, pełnej przygód, czarów i akcji (bez bijatyk się nie obejdzie), a do tego lubicie fantastykę? Nie możecie nie przeczytać "Żółtych ślepi". Jeśli fantastyką zainteresowaliście się niedawno i lubicie słowiańskie klimaty też nie możecie pominąć tego tytułu.
Szczerze polecam Wam lekturę najnowszej powieści Marcina Mortki.