Nazwisko Masterona nie powinno być nikomu obce. Angielski pisarz ma na swoim koncie wiele tytułów i przynajmniej z jednym z nich pewnie mieliście już styczność. Graham Masterton należy do tego rodzaju pisarzy, którzy piszą raz dobrze, raz fatalnie. Raz jego książki są świetne, innym razem nie możemy ich doczytać. Mimo wszystko jednak jest coś, co sprawia, że chętnie sięgamy po jego książki. Jedną z nich, jaką ostatnio udało mi się poznać, jest „Dziedzictwo” – horror, który dla miłośników tego gatunku powinien być nie lada gratką. Historia mrozi krew w żyłach, jednak z drugiej strony pozostawia lekki niedosyt. Czy warto zatem po nią sięgać?
Ricky’ego Delatollę spotyka niemałe zaskoczenie. Przed jego domem zjawia się mężczyzna, który chce sprzedać mu czyjeś stare meble. Wśród rupieci znajduje się rzecz wyjątkowa – mahoniowe krzesło, bogato zdobione, które robi na nim wrażenie. Mebel faktycznie należy uznać za wyjątkowy, za jego sprawą w domu Delatolli zaczynają się dziać dziwne i przerażające rzeczy, które doprowadzają bohaterów do tragicznego finału…
Po tym autorze nigdy nie wiadomo, czego się spodziewać. Czasem potrafi nieźle zawieść, czasem wręcz odwrotnie. „Dziedzictwo” również tak naprawdę trudno sklasyfikować. Z jednej strony jest to niezły kawał mrożącej krew w żyłach historii, która wręcz wzbudza dreszcz u czytelnika. Z drugiej jednak strony czuć niemały niedosyt, powieść jest jakby zbyt banalna, zbyt mało rozpisana. Brakuje jej kilku elementów, które ubarwiłyby nieco każdy wątek. Przyjrzyjmy się na początek samej fabule. Na brak akcji nie można narzekać, tutaj autor postarał się, aby na brak czynności wszelakiej maści nie można było narzekać. Z czasem jednak ta akcja jakby zwalnia, coś oczywiście się dzieje, ale jest to tylko namiastka tego, co było wcześniej. Zbliżamy się do kulminacyjnego punktu, jednak dotarcie do niego staje się męczące, bowiem wątki toczą się ospale, zbyt przewidywalnie. I niestety kończy się tak, jak zakładamy, czyli – banalnie.
Za sam pomysł autorowi należą się duże brawa. Już od początku wydaje się intrygować, poczuć można oryginalność i świeżość w tekście. Jednak wykonanie nie poszło w parze z ideą pisarza. Cały świetny obrazek, jaki sobie wyobrażamy, zastąpiony jest prostą akcją, ze średnim napięciem i luźną fabułą. Komuś może nie przeszkadzać taki rozwój sprawy – książka jest nieskomplikowana, łatwa w odbiorze. I czasem nawet mocno przestraszy. Ale brakuje jej sporo elementów, które polepszyłyby jej jakość, Masterton po raz kolejny zapomniał się i poleciał na łatwiznę.
Aby zakończyć pozytywnym elementem, powiem, że warto przeczytać tę książkę chociażby ze względu na jakość języka, jakim posługuje się autor. We wszystkich książkach, tych gorszych i lepszych, zawsze doceniałam fakt, że Masterton wie, jak pisać. Czyta się lekko i wciągająco, co czasem powoduje, że nie zwraca się uwagi na zaistniałe w fabule błędy. Z wiekiem jednak te błędy zbyt często się powtarzają, można je łatwo dostrzec, ale równie łatwo czyta się cały tekst. Zatem jeśli jesteście fanami tego angielskiego pisarza, „Dziedzictwo” jest jak najbardziej wartą przeczytania lekturą. Fani horrorów i prostych historii również odnajdą się w tej powieści, a jest to zasługa dobrej, choć nienajlepszej konstrukcji. Można jednak przymknąć oko na te kilka błędów. A nóż okaże się, że przypadnie Wam do gustu?