Moja siostrzenica stwierdziła ostatnio, że mama kupuje jej książki, które sama chce przeczytać. Cóż… nie tylko mama. Dwie książki z serii Dzieci dwóch światów otrzymała ode… od Gwiazdora i oczywiście wzięłam się za nie, zanim ona zdążyła to zrobić. Pomysł na historię przedstawioną w Mysiej wieży bardzo mi się spodobał, jednak z wykonaniem było gorzej. Zastanawiałam się, czy zabierać się za drugą część. Siostrzenica od razu zapowiedziała, że jak tylko skończę, pożyczy mi Śpiących Rycerzy, więc jakby nie miałam wyboru. Nie będę jej przecież mówić, że książki mi się nie spodobały i nie zamierzam ich czytać. Myślę, że nie zachęciłoby to jej do zapoznania się z powieścią. No i muszę szczerze przyznać, że Śpiący Rycerze są o wiele ciekawsi.
Druga część Dzieci dwóch światów opowiada dalszą część Hanki i Igora w ich zmaganiach z Dragomirą i Popielem. Po wydarzeniach nad jeziorem Gopło, mistrz Twardowski zdecydował się otworzyć szkołę magii i czarodziejstwa w postaci zimowego obozu w górach. Kwestiami organizacyjnymi zająć miał się tata Igora, a Niki i Racimir wraz z babcią Aliny i guślarką Lilianną, mieli pomóc przy nauce oraz opiece nad dziećmi. Poza wspomnianymi na obóz przyjechali jeszcze Alina oraz Julka i Prosper - dwójka, która nie miała pojęcia, na czym polega ich magiczny dar. Ich przygoda zaczyna się od zniknięcia mistrza Twardowskiego, a dzieci postanawiają go odnaleźć. Jak się wkrótce okaże, ich obóz będzie czymś o wiele bardziej interesującym i niebezpiecznym niż nauka magii czy próba odnalezienia zaginionego nauczyciela.
Śpiący Rycerze podobali mi się o wiele bardziej niż pierwsza część. Działo się tutaj zdecydowanie więcej, było więcej magii (choć akurat wątek nauki został potraktowany strasznie po macoszemu i praktycznie w ogóle nie został poruszony), więcej bohaterów i więcej przygód. Hanka zaczęła mnie mocno irytować. To, że interesowała się tylko sobą i często nie skupiała na tym, co mówią do niej inni, to jedno. Denerwował mnie fakt, że zamiast szczerze pogadać z przyjaciółmi o pewnym istotnym problemie, postanowiła go ignorować. I oczywiście skończyło się tym, że obudziła się z ręką w nocniku, gdy było już za późno. Akurat ona powinna wiedzieć, że tego typu spraw się nie ignoruje, czytała w końcu Harry'ego Pottera! To nie jedyny błąd, który popełniły nasze dzieciaki. Igor wcale nie był lepszy w tej kwestii i postanowił zrobić coś głupiego, mimo że chwilę wcześniej dostał ostrzeżenie, aby tego nie robić.
Wracając jeszcze do wątku nauki magii. W powieści jest wspomniane, że odbywała się jakaś lekcja, jednak nie została ona opisana. Brakowało mi, aby bohaterowie nauczyli się na niej czegoś, co później przydałoby im się w wykonywanych misjach. Mogliby na lekcjach, pod opieką Myszków, ćwiczyć swoje magiczne zdolności, które posiadają, jednak tego również tutaj nie było. Ich wszystkie umiejętności są na zasadzie: po prostu to umiem i już. Zero szkolenia, ćwiczenia, praktyki… Myślę, że autorki mogły poświęcić trochę czasu powieściowego na to, aby nasze dzieci faktycznie czegoś się uczyły.
Bardzo podobał mi się natomiast wątek Przechery oraz Julki, która wydawała się być całkiem zwyczajną dziewczynką (mimo że trafiła na magiczny obóz). Przepowiednie również były tym razem bardziej zrozumiałe dla naszych bohaterów, lepiej sobie z nimi radzili. Akcja na początku wydawało się że stoi w miejscu, jednak szybko się rozkręciła i czytało się z przyjemnością. Język, jak to w książkach dla dzieci, był lekki i skierowany dla młodszego odbiorcy. Narratorami ponownie byli Hanka i Igor, i ponownie styl różnił się w zależności od tego, kto akurat relacjonował opowieść.
Po pierwszej części zastanawiałam się, czy sięgnąć po drugą. Teraz natomiast nie mogę się doczekać kolejnych tomów powieści. Jestem ogromnie ciekawa, jak potoczą się dalsze losy naszych bohaterów. Jeszcze wiele zostało do odkrycia, wiele do zrobienia. Mam nadzieję, że zbyt długo nie będę musiała czekać.