Ta powieść mimo, że zabrała mi cały urlop jest warta uwagi. Wciągnąłem się doszczętnie i dopiero przystopowałem pod koniec aby na spokojnie prześledzić/przesłuchać finał. Ta historia to dziwna fuzja Warhammera 40K i Mad Maxa gdyż tylko ta dwa uniwersa przychodzą mi do głowy. Z jeden strony to dziwne postapo (dla Polaków nie takie złe), a z drugiej to brutalny i niebezpieczny świat rodem z mrocznego fantasy mimo, że to solidne science fiction.
Fabuła tej książki jest zaskakująco prosta jak na ponad 700 stron, można by rzec – za prosta. W niedalekiej przyszłości dochodzi do wynalezienia cudownego serum długowieczności o nazwie N-Gen. Po wielu latach obywatele prawie całego świata przyjęli ten specyfik poza Polakami. Po jakimś czasie N-Gen powoduje spustoszenie w organizmie i zmienia ludzi w zielone, krwiożercze bestie podobne do orków rodem z fantastyki. Jedyną ocalałą nacją są Polacy, którzy po kilku zmianach polityczno-gospodarczych dostosowują się do zaistniałej sytuacji i bronią kraju przemianowanego na Polską Twierdzę.
Nie czytałem sztandarowego cyklu Przybyłka o nazwie Gamedec więc nie mam porównania stylu w jakim pisze autor Orła Białego. W powieści poza szeroko zakrojonym opisem realiów drugiej połowy XXI wieku dostajemy również szereg postaci i miejsc, które z pozoru kojarzą się z naszymi czasami. Poza wartką akcją, całość napisana jest z dużą dozą humoru i religijno-politycznej autoironii co do naszego narodu. Marcin Przybyłek często puszcza oko do czytelnika przy okazji nazw własnych różnego rodzaju miejsc i przedmiotów oraz przy przedstawianiu drugoplanowych bohaterów: Robert Szmidt jako ork czy też Magdalena Kozak jako królowa.
Ważnym elementem całej powieści jest zmiana głównej religii naszego kraju na religię pierwszych Słowian. Maszyny są nazywane na cześć takich bogów jak Perun czy Trzygłów, a zamiast okrzyków „o Matko Boska” mamy hasła typu „na Swaroga”. Należy również wspomnieć, że opisy akcji i dialogi naszpikowane są wulgaryzmami i dokładnymi opisami masakry co w moim odczuciu podnosi poziom realizmu i dynamiki. To hardcorowe’a satyra polityczno-religijna w stylu Tarantino lub Rodrigueza. Dużo wątków jest tak ładnie poupychanych, że nie ma w żadnym razie czego przewinąć. Przybyłek wykonał kawał dobrej, krwawej roboty i za to należą mu się wielkie brawa.