„Każdy może zdecydować się na zmiany w dowolnym momencie życia.”
Jedno z przysłów mówi, że „dopóty dzban wodę nosi, dopóki mu się ucho nie urwie” i to właśnie to zdanie przyszło mi na myśl, gdy czytałam książkę pt.: „Mielizna przeszłości”. Jej bohaterowie prowadzili życie na różnym poziomie materialnym i statusie społecznym, ale dla każdego z nich wszystko toczy się w ten sposób do czasu, aż zbieg różnych okoliczności zmusza ich do spojrzenia na swoje życie z innej perspektywy.
Marta Krusznik mieszka w małej miejscowości o nazwie Różany z dwójką dzieci pochodzących z pierwszego małżeństwa męża. Niestety nie jest szczęśliwą i spełnioną żoną. Ma 38 lat, ale czuje się, jakby miała znacznie więcej. Ponad 10 lat temu wyszła za mężczyznę o 20 lat starszego od siebie, ale wówczas nie spodziewała się, że będzie miała takie ciężkie życie. Okazało się, że Cezary potrzebował jej tylko, jako opiekunki dla swoich dzieci i pomoc domową dla siebie. Z uroczego mężczyzny stał się alkoholikiem, wszczynającym wciąż awantury, dlatego wizyty policjantów z miejscowego komisariatu są u Kruszników dosyć częste. Niestety, po zabraniu pijanego i agresywnego męża na izbę wytrzeźwień, Marta wycofuje zawsze oskarżenia i Cezary znowu wraca do domu, więc sytuacja wciąż się powtarza, co pewien czas. Wszystko zaczyna się w końcu zmieniać, gdy pewnego dnia do szpitala trafia Sebastian Błuk. Marta pracuje tam, jako pielęgniarka. Nie jest to jej jedyne miejsce pracy, ponieważ chcąc utrzymać dzieci i despotycznego męża zatrudniona jest także w ośrodku rehabilitacyjnym zwanym sanatorium oraz w przychodni w Różanach.
Zanim dochodzi do ich spotkania, poznajemy Sebastiana, jako bezdusznego, bezkompromisowego, aroganckiego biznesmena, który wiedzie luksusowe życie pasujące do jego wyobrażeń i ukazujące go w odpowiednim świetle w środowisku, w którym funkcjonuje. Skrywa swoje prawdziwe oblicze pod maską pewnego siebie, gotowego na wszystko karierowicza, by osiągnąć cel. Nie liczy się z innymi, wywyższa się i traktuje każdego, jak gorszego od siebie. Nie dostrzega, że staje się elementem pewnej manipulacji, która w efekcie kończy się dla niego tragicznie, gdyż ulega wypadkowi i trafia do szpitala, w którym pracuje Marta.
"Nadzieja jest matką odważnych, którzy śmiało podążają w stronę miłości, święcie wierząc, że jest im pisana - podobnie jak światełko w tunelu, które tli się w oddali, pomagając wyjść z każdej opresji."
Zaczynając tę powieść nie sądziłam, że wciągnie mnie aż do końca. Wydawało się na początku, że będzie to typowa historia obyczajowa z romansem w tle, ale byłam mile zaskoczona jej przebiegiem, chociaż nie od razu dałam się porwać. Wprawdzie można wyczuć debiutanckie pióro, ale napisana opowieść okazała się być urozmaicona, gdyż z czasem zaczęły wyłaniać sekrety ukryte w przeszłości. Przemiana bohaterów była do przewidzenia, ale zbyt spektakularna, zwłaszcza jeżeli chodzi o Sebastiana, a rozwikłanie zagadki sprzed kilkunastu lat może wydawać się zbyt naciągane, nie mniej całość czytałam z zainteresowaniem i dosyć szybko. Podobało mi się, że w końcu Marta wzięła sprawy w swoje ręce i zaczęła robić porządki w swoim życiu. Obecna jest też intryga, manipulacje i lekka erotyka, której jest niewiele.
Natomiast nie brakuje w niej emocji, ale nie zostały one nakreślone zbyt mocno i ekspresyjnie, by skutecznie działać na wyobraźnię. Nie poczułam ich, być może dlatego, gdyż wszelkie działania autorka przedstawia w sposób zbyt spokojny, jakby tylko informowała o jakimś zdarzeniu, czy reakcji. Podobne wrażenie miałam, jeżeli chodzi o relacje między głównymi postaciami. Ich wzajemne przyciąganie nie dało wrażenia chemii uczuć, było zbyt płaskie, mało sugestywne i żarliwe. Jedyne, co wzbudziło we mnie jakieś odczucia, to zachowanie Marty przed metamorfozą. Jej poczucie nijakiej, szarej, bezwartościowej kobiety, ciągłe wymówki i usprawiedliwianie postępowania męża oraz brak zrobienia czegokolwiek, by coś zmienić były irytujące.
Mimo tych kilku moich zastrzeżeń, powieść „Mielizna przeszłości” to debiut, który dobrze rokuje na kolejne książki pani Magdaleny Artomskiej-Białobrzeskiej. Pokazuje w osobie Marty schemat zachowania wielu podobnych do niej kobiet, dlatego jest to postać przedstawiona autentycznie, nakreślająca mentalność ofiary przemocy, jakich w realnym życiu jest wiele. Często takim osobom potrzebny jest impuls, pomocna dłoń, realne wsparcie i pokazanie możliwości, by uwolnić się od koszmaru zgotowanego w domowych pieleszach. W przypadku Marty takim zapalnikiem do działania stała się miłość, która zawsze dodaje skrzydeł i wyzwala skrywany potencjał, by zawalczyć o siebie i swoje życie.
Książkę przeczytałam, dzięki wydawnictwu Novae Res
Nie możesz liczyć na prawdziwe szczęście, jeśli nie masz odwagi, by rozliczyć się z przeszłością Dla Sebastiana, wyrachowanego biznesmena, liczy się tylko kariera i jego wygoda. Nie stroni od ciemny...
Nie możesz liczyć na prawdziwe szczęście, jeśli nie masz odwagi, by rozliczyć się z przeszłością Dla Sebastiana, wyrachowanego biznesmena, liczy się tylko kariera i jego wygoda. Nie stroni od ciemny...
Książka jest literackim debiutem autorki i jestem nim oczarowana. Zacznijmy od tego, że jest to historia nieoczywista. Dwojga osób, które znajdują się na życiowym zakręcie jednocześnie, nie mają zby...
Narzeczona, kochanka, dobry seks, praca, w której bardzo dobrze zarabiał, piękne mieszkanie, którego samochód wielu mu zazdrościło – tak wyglądało życie Sebastiana. Nie widział w tym nic złego, nie w...
@mamazonakobieta
Pozostałe recenzje @Mirka
Życie na ulicy
@Obrazek „Gdy jest się bezrobotnym, bezdomnym i zdanym tylko na siebie w dużym mieście, trzeba wiedzieć rzeczy, na które ludzie zwykle nie zwracają uwagi.” Ludzi...
@Obrazek „W święta możemy poczuć się jak dzieci.” Pięć dni to niewiele, by zdarzyło się coś wielkiego, zwłaszcza w sytuacji, gdy są one tuż przed świętami, i niemal...