Gdy pierwszy raz przeczytałam opis "Żelaznego króla" książka wydała mi się ciekawa, choć nie na tyle, aby ją kupić. Jednak gdy zobaczyłam okładkę na żywo, nie mogłam się powstrzymać przed przeczytaniem choćby kilku stron. Początek był dobry, może nieco schematyczny, ale zaryzykowałam i kupiłam. Spodziewałam się jednego z klasycznych paranormal romance, jedynie wśród wróżek i elfów. I byłam szczerze zaskoczona, gdy znalazłam coś zgoła innego.
Meghan Chase poznajemy w przededniu jej szesnastych urodzin, z powodu których wcale nie jest szczęśliwa, ponieważ ma wrażenie, że nikt o nich nie pamięta. Ani zabiegana mama, a tym bardziej ojczym Luke, który zdaje się jej nie zauważać. Jedynie młodszy, czteroletni braciszek Ethan, który skarży się na potwora w szafie, przekazuje jej życzenia od swego pluszowego królika.
Meghan nie jest towarzyską osobą - jej jedynym przyjacielem jest beztroski rudzielec Robbie, więc gdy wreszcie ma okazję zbliżyć się do największego przystojniaka w szkole, futbolowca Scotta, pragnie pokazać się z jak najlepszej strony. Jednak wokół niej zaczynają dziać się dziwne, niewytłumaczalne rzeczy.
W drodze ze szkoły zauważa tajemniczą, ciemnowłosą postać na koniu, a w domu atakuje ją odmieniec o wyglądzie jej brata, który został porwany do równoległego, magicznego świata. Gdy Robbie odkrywa przed nią niewiarygodny świat Nigdynigdy, nic już nie pozostanie takie jak przedtem.
Czytanie "Żelaznego króla" to jak jazda roller-coasterem - zakręty, wiatr we włosach i prędkość wciskająca w siedzenie. Meghan jest starszym odzwierciedleniem Alicji z Krainy Czarów - wpada do dziury, a świat wokół niej jest tak irracjonalny, intensywny i zaskakujący, że trudno oderwać się choćby na chwilę. Od chwili przekroczenie granicy świata Nigdynigdy(czyż sama nazwa nie jest urocza i nie kojarzy się z wszelkimi magicznymi światami?), pościgi, pułapki i niebezpieczeństwa to chleb powszedni dla Meghan.
Książka obfituje w akcję, którą nie sposób przewidzieć, ponieważ na drodze dziewczyny staje wiele, niesamowitych stworzeń - gadający kot, gobliny, trytony, żelazne konie czy wreszcie elfy. Jeśli chodzi o ich przedstawienie, od razu na myśl przychodzi mi saga Malissy Marr - w książce pani Kagawy elfi świat także dzieli się na Mroczny i Letni Dwór, elfy choć majestatyczne i eleganckie, bywają przerażające, mściwe i niektóre z nich żyją w naszym świecie, wykorzystując urok do zmiany wyglądu.
W książce występują kluczowe postacie ze "Snu nocy letniej", którego niestety nie czytałam, więc nie mogę się odnieść do tego utworu, jednak mogę wymienić ich imiona: jest między innymi Puk, Oberon, królowa Tytania i Mab. Ogólnie występuje różnorodna intertekstualność - czasem nie dosłownie nazwana, którą jednak można wyczuć - "Alicja w Krainie Czarów", "Opowieści z Narnii" czy już przeze mnie wspomniany "Sen nocy letniej". Tytuły sa wypisane z tyłu na okładce i ja dodałabym jeszcze "Królową lata", bo przynajmniej ja dostrzegłam wiele podobieństw.
Gdy pierwszy raz przeczytałam o historii miłosnej w opisie "Żelaznego króla" myślałam, że będzie to główny wątek książki, jednak okazało się inaczej. Pierwsza połowa to zdecydowanie akcja, przygoda i odkrywanie Nigdynigdy, druga część bardziej skupia się na drodze do Żelaznego Dworu i budowaniu relacji Meghan i Asha. Nie będę zdradzać o nim wielu szczegółów, a o jego idealnej aparycji chyba nie muszę wspominać?
Pozytywną postacią jest przyjaciel bohaterki - Robbie-Puk, którego szczerze polubiłam. Jednak muszę powiedzieć o jednym z ważniejszych bohaterów, czyli o kocie Grimalkinie, który bardzo przypominał mi Kota z Cheshire z "Alicji...". Wiecznie zblazowany, chętnie się zakłada(a to ważna karta przetargowa w Nigdynigdy!), od niechcenia pomaga Meghan, ale nie przepuści przeżycia przygody. Ciekawa postać, po jakimś czasie doszłam do wniosku, że żywię do niego sympatię. Jedną z bardziej fascynujących mnie postaci była wyrocznia - aż ciarki mnie przechodziły, gdy udali się do niej bohaterowie! Ale klimat zbudowany naprawdę dobrze.
Oczywiście czytając "Żelaznego króla" czeka Was kilka niespodziewanych zwrotów akcji i niespodzianek, więc nie będę ich nadmieniać. Język jest lekki, czyta się naprawdę szybko, zwłaszcza, że rozdziały nie są długie.
Sięgając po książkę Julie Kagawy spodziewałam się zupełnie innej powieści, niż otrzymałam - ale cieszę się z tego. Był to prawdziwy skok w odmęty szalonej wyobraźni i ciekawie skonstruowanego świata. Zakończenie nawiązuje do drugiej części, jednak nie mam pojęcia, co może się wydarzyć. "Żelazny król" to mieszanka kilku stylów i pomysłów, co daje efekt naprawdę niczego sobie. Bohaterowie są ciekawi, fabuła trochę wpadająca w schemat, ale najlepszą częścią jest świat Nigdynigdy, do którego chętnie powrócę w następnej części. Już kończąc, polecam tę książkę fanom "Alicji w Krainie Czarów" lub nieskrępowanej inwencji twórczej, bo mam nadzieję, że się nie rozczarują. Książka jest dobra, wciągająca, ale czuję lekki niedosyt, ponieważ nie powaliła mnie na kolana. Mimo to, gorąco zachęcam do przeczytania, aby choć dowiedzieć się o żelaznych elfach, które zasługują na poznanie.