„Czterdzieści i cztery” to drugi tom cyklu o świecie etheru Krzysztofa Piskorskiego, można go jednak spokojnie czytać bez znajomości wcześniejszej „Zadry”, bo fabuły obu powieści nie są właściwie zupełnie powiązane. Niestety, podobnie jak w pierwszym tomie, autorowi nie udało się uniknąć paru wpadek. Uniwersum jest naprawdę ciekawie pomyślane, fabuła momentami naprawdę wciągała. Autor poruszył jednak zbyt wiele wątków i, niestety, potem nie umiał nad nimi zapanować. Mamy tu sensację, kryminał, fantastykę, romans a pomiędzy wkrada się słowiańska magia i duchy dawnych bohaterów. Być może stąd niespójności, które dość łatwo daje się wychwycić i przeszkadzają w czytaniu. Główna bohaterką powieści autor uczynił Elizę Żmijewską, młodą, ubogą szlachciankę, uczestniczkę powstania, towarzyszkę bojową Emilii Plater a obecnie „cyngla” Rady Emigracyjnej pod przewodnictwem Juliusza Słowackiego. Ma wykonać wyrok na dawnym przyjacielu, za to, że sprzeniewierzył się sprawie polskiej. Kobieta o takich cechach i z taka misją miałaby w XIX wieku bardzo pod górkę. Społeczeństwo tamtej epoki związane było całą masą obyczajów, obecnie uznawanych za kuriozalne. Dotyczyło to także sposobu ubierania się. Ówczesny strój damski składał się z niezliczonej ilości warstw i akcesoriów, uniemożliwiających jego szybkie zakładanie. A tymczasem nasza bohaterka potrafi ubrać się od stóp do głów, w czasie gdy policja wyważa jej drzwi. Jak założyła gorset i turniurę? Już ubrana spotyka się ze swoim przyjacielem i beztrosko daje mu sójkę w bok, za co ten w odpowiedzi targa jej włosy. No jak? Bo kobiety w epoce wiktoriańskiej musiały mieć upięte fryzury. Pojawienie się na ulicy z włosami rozpuszczonymi było ogromnym faux pas. Podobnie zresztą jak niezałożenie rękawiczek i kapelusza, a tych Eliza chyba w ogóle nie używa. Zresztą rozmowa, jaką potem toczy ze swym towarzyszem, pasuje raczej do dialogów z „Psów” Pasikowskiego, niż do prowadzenia konwersacji przez damę i kawalera. Zadziwiający jest również jeden z kompanów naszej bohaterki, którym jest ogromny owad, przypominający pasikonika. Oczywiście taka postać może wzbudzić uzasadnione obawy, wobec czego zostaje przebrany. Jakie ubranie pasuje na dwumetrowego, dwustukilowego pasikonika, tak by mógł uchodzić za człowieka? Zresztą, może ludzie w tamtych czasach nie przywiązywali uwagi do szczegółów, bo kiedy Eliza pojawia się w miejscu kontaktu konspiracyjnego nie mając wyroku Rady, ani listu polecającego od Słowackiego, wszyscy przechodzą nad tym do porządku dziennego. Jak to podziemie działało? Do innej siatki trafiła rozwiązując szaradę w gazecie, by mistrzowi loży wyznać w momencie spotkania, że takie zagadki nie są jej mocną stroną. To jak się tam znalazła? No i tak można by jeszcze wyliczać, ale po co? To mogłaby być piękna przygoda, a takie niedoróbki skutecznie rozpraszały i psuły nastrój. Szkoda.