Brakuje mi tchu i słów. Niezgoda. Bunt na opisaną rzeczywistość. Na wszystko, co widoczne a czego nie chcę widzieć. Na co dzień, od święta, w chwilach ludzkich tragedii. Przemoc. W domu. Cztery ściany, w których powinno być bezpieczeństwo a jest… piekło. Tak, istnieje piekło na Ziemi. Iwona Banach w swojej powieści „Chwast” sięga do tych cieni, z których nie zdajemy sobie sprawy, że w nas są, że są w innych... Zabić człowieka? Jak można? Jak można o tym myśleć… a co dopiero to zrobić… Co jest dobrem a co złem? Zaburzona perspektywa, bo przez lata mąż władca, bóg, dyktator mówił swoją prawdę. A ona uwierzyła… bo powtarzane sekwencje po sto, milion razy stają się prawdą objawioną, a ona… taka głupia. Ta żona, bo nie pracuje, nie ma pieniędzy. Czy nie ma? Hanna dochodzi do swojej własnej ściany i ucieka od męża z Lublina do Zakopanego: „Już się nie boję. Na dole zostawiłam wszystkie problemy, wszystkie tęsknoty i nadzieje”. Kradnie mężowi 25 tysięcy złotych… Już słyszę ten głos: „jak mogła?”. Mogła i nawet zgodnie z literą prawa, bo pieniądze po ślubie są wspólne o ile rozdzielności majątkowej nie ma (tu nie było). I nie, nie ukradła, wzięła co jej. Czy każda żona o tym wie? Ja uważam, że i tak za mało tych pieniędzy zabrała :) Ucieka z córką Agatką, od urodzenia niepełnosprawną umysłowo, która dla biologicznego ojca jest chwastem, gównem. O tak, tak, nie przesłyszeliście się! Och znów głos: „że tak nie można? Że jak? Własne dziecko”. Ach to tylko słowa… nic wielkiego, ona nie zrozumie. Czy rozumie? Rozumie, widzi, słyszy więcej niż „normalni”, jest unikatowa. Ale brzydzi jej ojca, babkę (o zgrozo), bo inna, dziwna… Brzydzi ludzi, bo ich pojęcie estetyki jest inne… normalne?
Hanna planuje zbrodnię, skok z dachu jakiegoś bloku. Wybiera… być może pierwszy raz w życiu… Czy ma prawo? Ma? Nie ma? A kto ma? Sprawy się komplikują i kiedy nadzieja zaczyna świecić coraz jaśniej… ona się boi, wycofuje. Zrozumiałe, nie umie inaczej… Nie wie, jak to jest mieć spokój, żyć w ciszy, bez darcia mordy, bez zakazów, miota się jak tygrys w klatce. Że może iść do łazienki po 22 zrobić siku? Niebywałe, że to takie proste. Że może kupić cukierki dla córki? W ogóle coś, bez opierdolu? Że za drogo, że nie kupiła tam, gdzie szanowna (?) teściowa sobie życzyła. Niemożliwe… Matrix, inna rzeczywistość, tak inna od zasad w domu jej męża. Janusz, brat właścicielki pensjonatu, choć ślepy widzi zagubienie, bezradność, potrzask, w którym znalazła się Hanna… Po prostu jest, nie pyta ale działa, pomaga dostrzec Hannie rozwiązania, że wszystko jest takie proste… i kolejne drzwi się otwierają… strach ma coraz mniejsze oczy. I to życie takie piękne… śnieg pod stopami, kolorowa choinka, zwykły spacer, uśmiech na twarzy jej córki, którego prawie nigdy nie było… To wszystko jest takie proste… wystarczy odrobina serdeczności, życzliwości, pomocna dłoń… Wystarczy patrzeć, by zobaczyć. Tyle i AŻ tyle… Hanna skoczy czy nie skoczy? „Oto jest pytanie”...
Iwona Banach w powieści „Chwast” przedstawia studium natury i psychiki człowieka. Roztrząsa pojęcia: człowieczeństwo, dobro i zło, normalny i nienormalny, niepełnosprawność dziecka i jego wpływ na rodzinę, przemoc w rodzinie, rodzina w kontekście zagrożenia i szansy, dom jako więzienie, ludzkie wewnętrzne cienie – czy istnieją w każdym z nas? Fenomenalnie pokazuje mechanizmy współuzależnienia, manipulacji, efekt kuli śnieżnej i toksyczne, narcystyczne osobowości.
„Chwast” odziera nas ludzi ze wszystkich masek. Zobaczmy przemoc tak, żeby ją zauważyć. Przyjrzyjmy się otaczającemu światu. Bo kiedy przyjdzie fotoreporter i zapyta: „co myśli Pani o tej kobiecie, taka tragedia… na pewno było jakieś wyjście...” będzie już za późno… bo ta kobieta widziała czarną plamę i ścianę, do której dotarła, ona nie wiedziała, że za nią jest wyjście…