Calla i Shay znajdują się w siedzibie Poszukiwaczy – ludzi, których uważali za swoich wrogów. Jak dotąd wszystkie ich działania i zapewnienia Opiekunów, właśnie na to wskazywały. A jednak, okazuje się, że Poszukiwacze znają nieco inną wersję historii niż Opiekunowie… i mają własne plany wobec Strażników, które mogą spodobać się Calli, i Potomka. Plany, dzięki którym mają szansę raz na zawsze obalić żelazne rządy Opiekunów i odzyskać wolność.
Tymczasem Calla coraz bardziej przekonana jest co do swojego uczucia wobec Shay’a – i wszystko byłoby idealnie, gdyby nie fakt, że uciekając, zostawiła za sobą swoją rodzinę, klan i… Rena. Rena, który poświęcił się, żeby ocalić jej życie. Nawet będąc z Shay’em, nie może zapomnieć o alfie, który przez tyle czasu był jej przeznaczony. A to tylko utwierdza ją w postanowieniu, że musi wrócić do domu.
Akcja zaczyna się mniej więcej w tym samym momencie, w którym zakończyła się w „Cieniu Nocy” i przez większość czasu niewiele się dzieje, ponieważ wraz z wprowadzeniem nowych bohaterów, musimy poznać ich świat, zasady funkcjonowania i punkt widzenia – wszystko. A Poszukiwacze są naprawdę ciekawą grupą, więc niewiele przy tym tracimy :) Świat nowych sojuszników Calli jest bardzo ładnie skonstruowany, przepełniony magią, która mnie oczarowała – zupełnie odmienną od strasznej magii Opiekunów. Razem z główną bohaterką poznajemy od nich w końcu prawdziwą wersję ich wspólnej historii i byłam przy tym niemniej zaskoczona i zszokowana niż Calla.
Chociaż przez większość książki brakuje mi klanu Calli, tej rodzinnej, przyjacielskiej atmosfery, jaka panowała w ich liceum, to poznajemy wielu nowych bohaterów, którzy też nie są niczego sobie ;) Chociaż, oczywiście, trochę minęło, zanim się do nich przyzwyczaiłam. Najbardziej do gustu przypadł mi Connor, który jest typowym błaznem, a jego żarty momentami wydają się szczeniackie, ale wnosi do książki sporo humoru i jest zaplątany w skomplikowane uczucie, dzięki czemu widać, że ma też swoją głębszą stronę – a do takich typów zawsze od zawsze mam słabość ;)
Za to zawiodłam się trochę na wątku miłosnym. Przez większą część książki Calla jest po prostu niezdecydowana – jest z Shay’em, ale myślami ciągle wraca do Rena. (W ogóle, dziewczyna wydaje się nieustannie zagubiona w tej części – najbardziej irytowały mnie jej szok i zaskoczenie za każdym razem, kiedy dowiadywała się co się dzieje w domu, który porzuciła. Przecież musiała być świadoma konsekwencji swojej decyzji, kiedy ją podejmowała? I że odbije się to na jej najbliższych). Chłopacy też niczym szczególnym się nie wykazali, według mnie – chociaż to może przez to, że Rena nie było przez większość książki ;P Chociaż muszę przyznać, że na szczęście autorka nieco przystopowała z tą całą zmysłowością przy każdym dotyku, spojrzeniu, etc. To wyszło naprawdę na plus – było kilka pikantniejszych scen, ale były naprawdę subtelne ;)
„Blask Nocy” uważam za udaną kontynuację, chociaż jej klimat jest mroczniejszy, akcja brutalniejsza – autorka zaskoczyła mnie tym, że nie boi się uśmiercać swoich bohaterów albo ich krzywdzić, nawet tych pozytywnych – dzięki temu możemy dostrzec jak zły obrót przybierają sprawy i z czym przyjdzie się zmierzyć głównej bohaterce. Akcja z początku powolna, później rozkręca się do tego stopnia, że ciężko nadążyć za wydarzeniami, a pani Cremer na koniec raczy czytelników okrutnym cliffhangerem ;P Bardzo ciekawi mnie jak autorka postanowi zakończyć całą sprawę, więc teraz nie pozostaje mi nic innego, jak oczekiwać na ostatnią część trylogii :)