Marian Pankowski został pisarzem z przypadku. W wieku 16 lat chciał zaimponować swojej pierwszej dziewczynie, i napisał dla niej wiersz. I tak się zaczęło. Dzięki przypadkowi polska literatura zyskała ciekawego pisarza, choć mało znanego czytelnikom w Polsce.
Jego życiorys jest bardzo interesujący. Urodził się w Sanoku. W 1938 roku zaczął studiować prawo, a potem szybko przeniósł się na polonistykę na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. W czasie wojny przeszedł przez obozy koncentracyjne w Oświęcimiu (Auschwitz), Gross-Rosen, Nordhausen i Bergen-Belsen. Po wojnie wyemigrował do Belgii, gdzie ukończył studia slawistyczne, a potem wykładał współczesną literaturę polską.
Język, którym się posługuje nie jest łatwy. To jest wymagająca literatura, ale za to poruszane przez niego tematy są bardzo ciekawe. Polak wybrańcem narodów, Polak – katolik („Pątnicy z Macierzyny”) - nasze narodowe cechy – te negatywne, pokazane w sposób metaforyczny, opisane „jego językiem”
„Gość”, to opowieść o Polaku na emigracji. Powieść ma ciekawą konstrukcję, są to dwie historie w jednym. Do starszego pisarza przychodzi młoda sekretarka, której autor dyktuje swoją nową powieść. Drugim planem jest właśnie opowieść o Królestwie i Domu Zasłużonego Rencisty, którego bohaterem jest nasz rodak – gość, który nie chce się do końca zasymilować w nowym kraju. Jan 4/44, tak go nazwał Autor.
Książki Mariana Pankowskiego wyróżniają się językiem, który jest metaforyczny, zaciekawia i czasem wywołuje uśmiech.
W „Gościu” są frazy poetyckie, liryczne cyt.: „Trzy chmury uszyte ze znoszonych sukni ślubnych, ale o szkielecie z nierdzewnej siatki, posuwają się wolno po niebie. To znak, że świt tuż-tuż, skoro Królewski Instytut Meteorologiczny wypuścił je nad stolicę.”
Są też akapity erotyczne, gdzie ten język jest mocny, dosadny.
I są też słowa wywołujące uśmiech cyt.: „Purchawki! Skiślaki! Zbutwiałki! Trupim zaduchem ten wasz bal fermentuje. Tfu!”.
Czytając ten fragment prawie popłakałam się ze śmiechu cyt.: Za górami, za lasami, niedaleko, ale nie tak znowu, kurrrwa, blisko... miał skowronek młode w gniazdku na ziemi... No bo co - mógł se mieć!
A tu kret spod kretowiska chujowy łepek wysunie i tak do skowronka:
- Spierdalaj ty mi stąd, i to w podskokach... bo cię razem z bachorami podkopię!”
Na to skowronek dziób swój zawiesi i do lasu na noc się schroni, i dalej tam ryczeć, ale tak na cały dziób: łęęęę! Łęęęęę!”
Marian Pankowski był wirtuozem słowa. W „Gościu” słowa „tańczą”, tak, jak im Autor każe. Jest lirycznie, erotycznie, a czasem „kurrrwy” lecą. Jak w życiu.
Powieść nie jest długa, ale jej lektura wymaga skupienia. To nie jest autor dla wszystkich, ale warto go poznać. Jest awangardowy, intrygujący, i ma łatwość tworzenia słów. Jest ich dyrygentem, a one tańczą, jak im każe, ku radości czytelnika.