Przedstawiam Wam książkę, która zaskoczyła mnie jak mało która. A czym ? Standardem jest, że w czytanych przez nas historiach są bohaterowie pozytywni i negatywni. Ale jeszcze chyba nie miałam sytuacji, w której bohater totalnie negatywny, którego bardzo nie polubiłam, dostałby swoją osobną książkę, swoją własną historię, dzięki której zupełnie zmieniłam sposób patrzenia na tę istotę, a autorka w moim mniemaniu dokonała rzeczy wręcz niemożliwej - przekonała mnie, że ta bohaterka nie jest tak zła jak myślałam.
“Marta Rauzel była złą kobietą. Nawet narodziny dziecka tego nie zmieniły, bo chociaż przelała na syna całą swoją miłość, to w dalszym ciągu nienawidziła, gardziła, czuła się lepsza od innych i tak pewna własnych racji, jak…jak w sumie zawsze. Gdyby ktoś kazał jej wymienić swoje wady, toby takowych nie znalazła.”
Jeśli czytaliście książki “Pociąg” i “Pieprz” tej autorki, dobrze znacie Martę. Ja czytałam tylko tę pierwszą jak na razie i kobieta wywarła na mnie wyjątkowo złe wrażenie. Taka zakała naszej płci. Istota przekonana, że jest doskonała, że nie musi się pod żadnym względem starać, wszystko jej się należy, przede wszystkim zachwyt i uwielbienie jej osobą. Rozpieszczona, nie zbrukała nigdy swoich rączek pracą. Jak dla mnie jej życie to wegetacja, bez pasji, celu, zainteresowań. Z dnia na dzień kosmetyczka, fryzjer, zakupy, seriale i imprezy. Niby żyć nie umierać ale czy aby napewno ? Mąż znany z tamtych książek, zastąpił ją kobietą dla odmiany mającą ludzkie uczucia i ambicje, przez co Marta uważa, że zmarnował jej wiele lat życia i jest powodem jej wszelkich niepowodzeń. Chcąc go przy sobie zatrzymać, zaszła w ciążę z przypadkowo poznanym w klubie mężczyzną… I tu tak naprawdę zaczyna się ta niesamowicie zaplątana historia …
Mały Wojtuś to owoc tej przypadkowej choć w pewnym sensie celowo zawartej, krótkiej znajomości. Marta miała więcej na oczy nie widzieć Adama. Lecz los zaplanował to inaczej. W chwili, w której ponownie go ujrzała, zaczęła się lawina zbiegów okoliczności, przez którą w jej życiu pojawił się nie tylko ojciec Wojtusia ale też cała rodzina Wiśniewskich, z którą okazuje się, że ma więcej wspólnego niż się spodziewa.
Bardzo mi się tu podoba to jak ciekawe cechy nadała swoim bohaterom autorka. Nikt nie jest idealny ale każdy na swój sposób pasjonujący i z pewnością wyjątkowy. I chyba charakterystycznym dla Izy Maciejewskiej jest to, że każdy, nawet ten z pozoru najmniej istotny bohater, dostaje swoje 5 minut uwagi, poznajemy go lepiej niż zwykle to bywa, co pozwala też wczuć się bardziej w całość, mocniej zaangażować w losy tych ludzi i całą tę historię.
Chyba najwyraźniejsi są właśnie Marta i Adam.
Ona jak już wspominałam, daleka od ideału mimo, że nie bierze tego pod uwagę. Lecz pojawia się w jej życiu Artur, który otwiera jej oczy na wiele faktów, pomaga jej spojrzeć na nie z innej perspektywy i dostrzec co robiła nie tak. Jak marnowała swoje życie skupiając się na gniewie, nienawiści, wymaganiach, nie dostrzegając tego co naprawdę ważne i przede wszystkim - swoich błędów. Jesteśmy świadkami wielkich zmian jakie zachodzą w tej kobiecie i jedyne czego w tej książce mogę się uczepić, to to, że ciężko mi uwierzyć, w te zmiany. Jednak to tylko fikcja literacka, dająca może nieco nadziei, że nawet ktoś tak egoistyczny ma szansę stać się lepszy.
No i Adam. Mężczyzna czerpiący z życia garściami, nie planujący życia u boku jednej kobiety, a nagle okazuje się, że nie tylko on bawi się nimi, sam został wykorzystany i o zgrozo - został ojcem. Mężczyzna groźny, ale seksowny i niezwykle inteligentny, umiejętnie manipulujący innymi. Z pozoru podła gadzina bez uczuć, lecz potrafi pokazać ludzkie oblicze. Szczególnie w roli ojca zaskoczył zarówno mnie jak i sam siebie. Także z pozoru - idealny kandydat dla Marty ale z rozdziału na rozdział miałam co do tego coraz większe wątpliwości.
A Artur. Gdy Iza nam go przedstawia, uznałam go za mięczaka i zastanawiałam się po co on się tu w ogóle pojawia. A jednak przekonał mnie do siebie i choć zupełnie odmienny od dwóch powyższych bohaterów, to przecież przeciwieństwa się przyciągają. Ma zbawienny wpływ na Martę ale jednak stoi pomiędzy nią, a Adamem, ojcem Wojtusia. Czy będzie walczył o swoje szczęście ?
“Zaplątani” to książka zawierająca w sobie miks kilku gatunków. Romans i erotyk co oczywiste po powyższym, ale też mamy wątki bezdomnego z amnezją czy seryjnego gwałciciela, czyli nieco kryminału i dramatu. Są też elementy komedii , bo zarówno Kasia - przyjaciółka Marty gwarantuje wybuchy śmiechu. Bo nie ma opcji, żebyście się nie śmieli przy jej “opowieści wigilijnej”... oraz babcia Marty, która zagroziła np swojemu na oko 60 letniemu synowi, że jeszcze go zmieści do okna życia… No i sam Adam rzuca takimi tekstami, że nie da się szkodnika nie lubić i po prostu nie śmiać. Uważajcie gdzie czytacie ale czytajcie bo to jest ŚWIETNE !
Gdy zaczęłam tę książkę, myślałam, że się wkopałam, że nie ma szans żeby mi się to spodobało. Nie z tą bohaterką. A teraz chce więcej, chce wiedzieć co dalej z Pawłem, jak się potoczą losy tej ciekawej gromady ludzi. Wśród ich ciekawych perypetii nie pozwalających na chwilę nudy, mamy też pouczające sentencje, takie życiowe, wskazujące nam drogę to tych lepszych stron naszej osobowości.
Podsumowując, ta książka to coś wspaniałego, historia mająca liczne zalety, mająca w sobie wszystko co cenię. Podziwiam twórczość i styl autorki. Za każdym razem czytając książkę kogoś kto pisze w ten sposób, zastanawiam się jak ciekawa musi być rozmowa z tak utalentowaną osobą. To musi być ciekawe doświadczenie. Dziękuję Izo za to, że po raz kolejny mogłam przeżywać coś tak wspaniałego.
POLECAM