Simon Beckett to Brytyjczyk, który od 1992 roku pracował jako niezależny dziennikarz dla takich gazet i czasopism jak: "The Times", "The Independent on Sunday", "The Daily Telegraph" i "The Observer". Beckett miał okazję zwiedzić Farmę Ciał w Tennessee, która stała się dla niego inspiracją do napisania międzynarodowych bestsellerowych thrillerów. Napisał co prawda wpierw kilka powieści i nowel kryminalnych, jednakże prawdziwy rozgłos przyniosła mu książka wydana w 2006 roku - "Chemia śmierci", należąca do gatunku thrilleru medycznego. Książka ta została nominowana do nagrody Złoty Szkielet, przyznawanej w gatunku powieści kryminalnych. "Chemia śmierci" stała się początkiem cyklu o przygodach Davida Huntera. Wydano jeszcze trzy inne książki o przygodach Davida. Drugą częścią cyklu jest książka "Zapisane w kościach", którą w ostatnim czasie miałam okazję przeczytać.
"W odpowiedniej temperaturze pali się wszystko. Drewno. Ubranie. Ludzie.
W temperaturze dwustu pięćdziesięciu stopni Celsjusza zapala się ciało. Skóra czernieje i pęka. Tłuszcz podskórny zaczyna topić się jak słonina na gorącej patelni. Podsycany nim płomień trawi tkankę miękką. Najpierw zajmują się ręce i nogi, które działają jak podpałka dla masywniejszego tułowia. Kurczą się ścięgna i włókna mięśniowe, i kończyny, już płonąc, poruszają się w obscenicznej parodii życia. Jako ostatnie ulegają organy wewnętrzne. Tkwią w kokonie wilgoci, dlatego często pozostają nienaruszone, nawet jeśli pozostałe tkanki miękkie ulegną całkowitemu zwęgleniu.
Ale kość to zupełnie inna sprawa, inna materia, dosłownie i w przenośni. Kość opiera się wszystkiemu, z wyjątkiem najgorętszego ognia. I nawet jeśli wypali się z niej cały węgiel, nawet jeśli jest już martwa i bez życia niczym pumeks, wciąż zachowuje swój pierwotny kształt. Ale jest wtedy jedynie wątłym duchem samej siebie sprzed spalenia, cieniem, który łatwo kruszy się i rozpada, ostatnim bastionem spopielałego życia. Proces ten, z bardzo nielicznymi wyjątkami, przebiega zwykle według tego samego schematu.
Zwykle, lecz nie zawsze."
Takimi oto słowami rozpoczyna się powieść "Zapisane w kościach". David Hunter, antropolog sądowy, po przebytym koszmarze w Manham, o którym możemy przeczytać w pierwszej części serii "Chemii śmierci", zamieszkuje na stałe wraz z Jenny w Londynie, gdzie pracuje na uniwersytecie na wydziale kryminalistyki. Wrócił czynnie do swojego zawodu i często wyjeżdża z domu, aby pomagać policji w identyfikacji ofiar różnych wypadków. Pewnego dnia dzwoni do niego nadinspektor Graham Wallace z komendy głównej w Inverness z prośbą, aby wyruszył na wyspę na Hebrydach Zewnętrznych - Runę, gdzie podobno znaleziono w opuszczonej chacie ludzkie szczątki. David mimo protestów Jenny wyrusza na wyspę, aby podjąć się zadania zidentyfikowania ofiary. Wyruszając nie spodziewał się, że od tej chwili wplącze się w nie lada kłopoty. Wkrótce małym, nadmorskim miasteczkiem wstrząsa fala morderstw, a David będzie miał nie lada problem, aby dociec, o co w tym wszystkim chodzi, kto jest mordercą i dlaczego w ogóle to robi.
"Kiedy los nam nie sprzyja, w głębi serca wszyscy jesteśmy egoistami i wszyscy wznosimy te same modły: tylko nie ja, tylko nie ja, jeszcze nie teraz."
David Hunter to niezwykle interesująca postać. Poznałam go już trochę podczas lektury "Chemii śmierci", kiedy to wyszło na jaw, że los go nie oszczędzał. W wypadku zginęła jego rodzina - żona i córeczka. Tamto wydarzenie położyło się głębokim cieniem na całym jego życiu i daje również o sobie znać także w książce "Zapisane w kościach". Przed przeszłością jednak nie da się uciec i prędzej czy później wróci do nas ze zdwojoną siłą przypominając nam wszystko to, o czym sami chcielibyśmy najlepiej zapomnieć. Huntera najlepiej obrazują słowa, które sam przytoczył na własny temat: "Człowiek, którego miałem kiedyś za przyjaciela, powiedział mi, że lepiej rozumiem zmarłych niż żywych, i chyba miał rację. Zmarli przynajmniej nie kłamią ani nie zdradzają. I zawsze dochowują tajemnicy, chyba że wie się, jak ją z nich wydobyć."
To drugie moje spotkanie z panem Beckettem i muszę przyznać, że równie pozytywne jak w przypadku "Chemii śmierci". Książka napisana jest bardzo dobrze. Prosty język, bogate opisy - czasem dość makabryczne, interesujące postaci oraz wartka akcja składają się na interesującą powieść. Do tego dochodzi zaskakujące zakończenie... i nie chodzi mi tu bynajmniej o wytypowanie mordercy, ale o samą końcówkę książki, która zmusza czytelnika, aby czym prędzej sięgnąć po kolejną część przygód Davida Huntera. Polecam ją wszystkim fanom gatunku - z pewnością się nie zawiodą i mile spędzą czas przy lekturze, gdzie razem z Davidem będą śledzić kolejne ruchy mordercy i starania doktora, aby zapobiec kolejnym wypadkom. Gorąco polecam!