„Historie niezwykłe” Józefa Jankowskiego to książka nomen omen niezwykła i to z wielu powodów. Z pewnością stanowi rarytas dla każdego miłośnika grozy ale także dla Czytelnika, który prócz zapoznania się z twórczością zapomnianego polskiego pisarza, tworzącego na początku XX wieku, chciałby poznać jego dzieje, a zwłaszcza dowiedzieć się, co stanowiło dla niego inspirację.
W pierwszej części książki, dzięki Michałowi Pleskaczowi, który teksty
Jankowskiego zebrał i doprowadził do ich wydania, możemy dowiedzieć się m.in., że Józef Jankowski był nie tylko znawcą jogi, wyśmienitym tłumaczem min. Ruskina, ale znał się na kabale, parał się okultyzmem i badał zjawiska
paranormalne. Cóż, można było poprzestać na takim objaśnieniu pomysłów autora na jego opowiadania, ale książka daje Czytelnikowi o wiele więcej. Michał
Pleskacz wiąże poszczególne wątki życiorysu Jankowskiego i bardzo sprawnie podpina je pod dzieje postaci świata zachodniego, które we współczesnych Jankowskiemu czasach znane były z aury tajemniczości i mistyki. Dzięki temu na
łamach tej niewielkiej przecież książeczki powraca do żywych postać Stefana Ossowieckiego, najpopularniejszego jasnowidza czasów międzywojnia, ale także
„innych duchów świata”, czyli Paula Sedira i Józefa Hoene-Wrońskiego. Jeśli nie znacie Państwo tych dwóch barwnych postaci tamtych czasów, wystarczy o nich
napisać jedno, a powiązanie z książką wyda się oczywiste: zaangażowani
okultyści, znawcy kabały, medycyny alternatywnej, fascynaci historii
różokrzyżowców i ezoteryki.
Innymi słowy, pierwsza część książki, będąca niemal biograficzną opowieścią o autorze
zebranych w niej krótkich utworów prozą pisanych, wprowadza Czytelnika w świat
zjaw, pływającej w powietrzu zacienionego kotarami pokoju ektoplazmy, drgawek
medium i unoszącego się ducha lektury oryginalnej, która nawet dla
nieprzepadającego za mistyką Czytelnika, stanie się niespodziewaną przygodą. Po
trzecie i nie po ostanie, to fakt, że Czytelnik staje przed zbiorem polskiego
pisarza, pisarza zapomnianego, pomijanego w powojennych wznowieniach i „dzięki”
temu wystawionego poza nurt pisarzy międzywojnia, których możemy nazwać
„fantastami mistycznymi”, zajmującymi się w swej twórczości magią i
demonologią, takimi jak Antoni Lange czy Stefan Grabiński. Niosą więc „Historie
niezwykłe” również kaganek oświaty.
Same zaś opowiadania, mimo że styl ich pisania „trąci myszką”, ku mojemu zaskoczeniu
wywołały nieprzyjemny i niewygodny (a zatem wielce pożądany przy tego rodzaju
lekturze) dreszczyk. Włos stawał na karku (zjawisko to występuje przecież li
tylko, gdy spotykam na swej drodze zjawę jakąś, upiora lub prostego ducha), a
świecąca się jasnym blaskiem lampka dodawała mi otuchy. Jankowski opowiada
mrocznie ale i ze swadą, czego przykładem jest kapitalny, otwierający zbiór
„Zagrób”, czyli historia żołnierza, który wyszedł z grobu i to całkiem
dosłownie, bądź „Poeta-wierzyciel”, gdzie lęk przed boskimi siłami doprowadził
oszusta do skraju załamania nerwowego, ale spowodował również spłatę długu i
wspomożenie potrzebujących. Za autentycznie przerażające uznaję opowiadanie
„Demon spirytyzmu”. Jest to historia matki, która pochłonięta szarlatańskimi
praktykami spirytystycznymi, dzięki którym, jak jej wmówiono, nawiązywała
kontakt z podobno zmarłym synem, nie potrafiła wrócić do rzeczywistości. W
pozostałych opowiadanych Jankowski poetycko wraca do wątków zjaw, podróży
astralnych, somnambulizmu i seansów spirytystycznych. Czyni to naprawdę
zgrabnie, potrafi doskonale wytworzyć swymi tekstami aurę tajemniczość,
nierzadko nawet nastraszyć Czytelnika, a to przecież czysta przyjemność.
Warto tu wskazać, że Józef Jankowski w swej mistyce nie przekraczał Rubikonu,
pozostawał w kręgu chrześcijańskiej wiary i dawał swym Czytelnikom do
zrozumienia, że wiara w Boga przynosi ukojenie. Co nie oznacza, że i księża nie
mogli doświadczyć spotkań ze zjawami astralnymi, ale o tym cicho sza.
Zatem, podsumowując, „Historie niezwykłe” polecić muszę, a Panu Michałowi Pleskaczowi
złożyć podziękowania za to, że wrócił nam Jankowskiego do żywych. Mam nadzieję,
że jedynie w przenośni...
Książkę otrzymałem dzięki portalowi Sztukater.pl