Od momentu, gdy po raz pierwszy ujrzałam okładkę powieści Marjan Kamali, pragnęłam ją przeczytać. Wiecie, że ja jestem okładkową sroką, więc nie mogłam przejść obojętnie obok takiego połączenia kolorystycznego. Sam opis jeszcze mocniej utwierdził mnie w moim postanowieniu i w taki oto sposób w moich rękach znalazła się właśnie ta pozycja. Na tylnej okładce znajduje się informacja, że ta książka to połączenie m.in. Pamiętnika Nicholasa Sparksa (ja akurat nie jestem fanką tego tytułu), więc musiałam sprawdzić, czy rzeczywiście jest to coś podobnego. O tym, czy Zapach szafranu przypadł mi do gustu, piszę poniżej.
Roya jest marzycielką i choć przyszło jej żyć wśród politycznych zawirowań i przewrotów 1953 roku, to udało jej się odnaleźć swoją oazę w sklepie papierniczym pana Fakhriego. Można tam odnaleźć książki, długopisy oraz butelki atramentu w przeróżnych kolorach. Właściciel przedstawia Royę swojemu ulubionemu klientowi – przystojnemu Bahmanowi, młodzieńcowi o wielkim sercu, poczuciu sprawiedliwości i zakochanego w poezji Rumiego. Romans młodych zaczyna kwitnąć, a mały sklepik staje się ich bezpieczną przystanią. Kiedy zaczynają oni planować ślub, wydaje się, że wszystko zmierza ku lepszemu. Niestety, idyllę przerywa zamach stanu, a zakochani tracą ze sobą kontakt. Zrozpaczona Roya przenosi się do Kalifornii, a później do Nowej Anglii, gdzie wychodzi za mąż za innego mężczyznę. Mija sześćdziesiąt lat, a przypadek i przewrotność losu sprawia, że dawni kochankowie znów stają na swojej drodze. Czy nie jest za późno na to, by odpowiedzieć na dręczące ich pytania?
Przyznam Wam szczerze, że gdy zaczęłam tę powieść, przez pierwsze strony nie do końca wiedziałam co mam myśleć. Niby wciągnęło mnie od pierwszej chwili, ale jakby nie do końca. No i właśnie te pierwsze strony były dla mnie trochę ciężki, jednak! Im dalej byłam, tym lepiej zaczęło być. No i cóż, ostatecznie bardzo się wciągnęłam i co więcej, zżyłam z tą historią.
Główna bohaterka, czyli Roya zyskała moją ogromną sympatię. Coś było w tej bohaterce, co mnie nie tylko do niej przyciągało, ale i poruszało. Uważam, że autorka bardzo dobrze wykreowała tę postać i nadała jej charakteru, który nie był zbyt wyidealizowany, ale ludzki – tak po prostu. Roya popełniała błędy, bywała dość lekkomyślna, ale to czyniło ją tylko bardziej realną. Co tu dużo mówić, jestem po prostu pod wrażeniem.
Drugi główny bohater powieści, czyli Bahman również zasługuje na uwagę. W jego przypadku autorka również wykazała się dużymi umiejętnościami w kreacji postaci i udało jej się stworzyć bohatera, którego da się lubić, da się podziwiać, a jednocześnie momentami można się na niego denerwować. Nie mówię oczywiście, że cały czas, ale bywały chwile, gdy miałam ochotę po prostu krzyczeć. To też trzeba umieć i po raz kolejny – Marjan Kamali wykonała świetną robotę.
Choć książka to teoretycznie powieść obyczajowa, to nie da się nie zauważyć szeroko przedstawionego wątku politycznego. Autorka w doskonały sposób pokazała, jak polityka i sprawy państwowe przenikają do życia ludzi i ich relacji. Tragiczne wydarzenia z roku 1953 zostały tutaj przedstawione w sposób wyważony, realistyczny i zdecydowanie nieprzejaskrawiony. No i co więcej, autorka przedstawiła historię dwojga ludzi, którzy mimo otaczającej ich tragedii, byli w stanie odnaleźć nie tylko siebie, ale i prawdziwe szczęście, a ich miłość - mimo wieloletniej przerwy wciąż gdzieś się tliła.
Zapach szafranu to słodko-gorzka, bardzo dobra, poruszająca, przepełniona smakowitymi opisami i zapachami powieść. Z pewnością nie było to moje ostatnie spotkanie z twórczością autorki. Czy porównałabym tę powieść do Pamiętnika? No cóż, może nie do końca, choć wątek rzeczywiście podobny. Ja jednak będę traktować tę książkę jako historię podobną tylko i wyłącznie do siebie. Jeżeli lubicie literaturę obyczajową, to zdecydowanie powinniście zwrócić uwagę na ten tytuł.