Pomysł na fabułę, postać główną i czas akcji jest genialny, a jeśli przesadzam, to choć bardzo dobry. Zapach kobiety jest jednym z najważniejszych (jeśli nie najważniejszym, w każdym razie nie świadomie) czynników w świecie mężczyzn. Narkotyczne działanie zapachu kobiety jest tematem wspaniałym, dla literatury, poezji, filmu – to jest prawdziwa namiętność, jej zalążek, uzasadnienie, ba! Motor napędowy! Niestety potencjał jakże wspaniały i niemożebnie wręcz proszący się o wykorzystanie – w tej książce, pomimo bardzo dobrego pomysłu - wykorzystany nie został ani trochę.
Czas akcji jest nawet pasujący do całej konstrukcji powieści, Francja XVIII wiek, dobitnie ukazane śmierdzące ulice, śmierdzący ludzie, śmierdzące wszystko, a pośród tego wszystkiego nasz zupełnie bezpłciowy bohater Jean Baptiste Grenouille z doskonałym, boskim zmysłem powonienia, węchem dokładniejszym niż niejeden pies gończy. Krajobrazy raczej płytkie, sceneria też, skonstruowana jakby naprędce, zaledwie tłem do głównej myśli autora, bardziej sprawa wrażenie tekturowych makiet stawianych do akcji. Jedynie zewnętrzne, pozamiastowe rustykalne scenerie sprawiają wrażenie bardziej realistycznych wywołując reakcje wyobraźni - projekcje akcji w jaźni czytelnika. Paryż, czy inne miasta, pomimo natłoku słów opisane są dość oszczędnie, nie zapamiętałem z tej książki nic szczególnego jeśli chodzi o scenerię. Słabiutko tutaj.
Język powieści jest ładny, ale na siłę zlokalizowany w ówczesnych realiach, mam wrażenie, że autor silił się na manierę (chyba, że to wina tłumacza?) XVIII wiecznej Francji właśnie, arytokratycznie, wyniośle, patetycznie z nadmierną egzaltacją. Nawet przy opisywaniu myśli prymitywnego i niewykształconego Grenouille’a. Całościowo fajnie, jakby popis fajnymi umiejętnościami, ale całkowicie nie przystającym do powieści, gdzie delikatnie budując klimat tamtych czasów psuje całą resztę. Niepotrzebnie.
Bohater(owie) w tej historii są bardziej rozbudowani, niż bohater główny, mają swoje ściśle określone zapachy (tak wiem, jakimś wątkiem główny bohater nie miał swojego, motyw kompletnie niewykorzystany), życiorysy, charaktery i linie życia, autor prowadzi nas przez całe Curriculum Vitae ludzi wśród których Grenouille kolejno się obraca, by potem bardzo szybko z końcem rozdziału czy akcji zabić ich, wraz z chwilą opuszczenia tychże przez naszego bohatera, bez jakiegokolwiek połączenia czy uzasadnienia tych rewelacji. Fajnie, super, ciekawie i zabawnie - mogę chodzić w poradzieckim hełmie do pracy – tylko po co? W przeciwieństwie do starannych (nawet!) kilkunastostronicowych charakterystyk bohaterów, bohater główny charakteru nie ma za grosz. Bezpłciowy „zapachowiec” w swoim geniuszu i prostocie zapachy rozpoznaje i kolekcjonuje w sposób niewytłumaczalnie nadprzyrodzony, z odległości wielu mil, a jego zmysł powonienia działa niczym pajęczy zmysł spidermana (w kreskówce z lat 90 było to tak pokazane, że w momencie niebezpieczeństwa zmienia się obraz za bohaterem w sieć różnych bazgrołów pokazujących świadomość niebezpieczeństwa – tak właśnie kojarzy mi się mapa zapachów w głowie Grenouille’a). Tu znów autor zafascynowany własnym pomysłem na powieść gna akcję za szybko, pomija wytłumaczenia, wątki, rozbija całość na drobiazgi kompletnie do siebie nie pasujące lub luźno powiązane. Znów – niepotrzebnie i powiedziałbym trochę niedbale. Nie wiemy kim jest Grenouille, bo nie znamy jego osobowości i charakteru. Jego zachowanie czy coś na kształt zarysu świadomości opisane są tak, jakby można opisać zachowanie zwierzątka domowego, a tu robi tak a tu tak, fajnie, ale jakoś tak bezpłciowo i bezbarwnie.
Fabularnie jest lepiej… w filmie z 2006 roku. Naprawdę tamten film ogląda się z zainteresowaniem, natomiast książka jest dość nudna. Na początku rozbudzamy ciekawość, czytamy dalej, ale wspomniany wcześniej kolaż życiorysów poszczególnych paryżan przy braku wyrazistej linii głównego wątku zaczyna po jakimś czasie po prostu nużyć. I tak aż do końca, morderstwa też (przywołane jako subtytuł, bo przecież „historia pewnego mordercy”) jakoś też w tle, jakoś nijako.
Podsumowując, ta książka wcale nie pachnie, ale też nie śmierdzi. Jest zwyczajnie nudna, choć pomysł na nią był kapitalny! Zapach kobiecego ciała czy ludzi w ogóle to temat dobry i na komedię, i na horror thriller czy w końcu kryminał lub nawet erotyk/romans.
A „Pachnidło” ? Ot czytadło bez rewelacji, bez polotu i przede wszystkim bez czytelniczego zapachu. Przeczytać można, miejscami zaciekawi (choćby technikami wyrobu perfum w XVIII wiecznej Francji, still nie wiem czy prawdziwe, ale nadal ciekawe) i to właściwie tyle. Szkoda.
09.01.2020 r.