Mahlia i Mouse to wyrzutki. Autor z miejsca wyrzuca nas na głęboką wodę i już pierwsze spotkanie z bohaterami jest dosyć wstrząsające. Żyją w wiosce, w której odnaleźli schronienie - jedyne możliwe, jednak z całą pewnością nie można uznać go za bezpieczne. Codziennie narażeni są nie tylko na dzikie (i wielokrotnie zmutowane) zwierzęta i żołnierzy, ale również na ataki ze strony mieszkańców wioski, którzy nie są zadowoleni z dzielenia się terytorium z wyrzutkami. Warto dodać, że w krwawym świecie stworzonym przez autora, nie ma znaczenia po czyjej jesteś stronie w tej wojnie. To prawda, żołnierze Armii Boga są bardziej brutalni w swych działaniach (o czym na własnej skórze przekonała się główna bohaterka), jednak wystarczyłoby spojrzenie w zły sposób na żołnierza ZFP aby ponieść ogromne konsekwencje. A uwierzcie mi - w tej książce "konsekwencje" oznaczają coś o wiele gorszego niż śmierć.
Bardzo ważną rolę odgrywa w książce również Tool - maszyna do zabijania, człowiek z domieszkami DNA tygrysa, psa i hieny. Przerażający do szpiku kości. Okazuje się jednak, że wbrew pozorom Tool jest zdolny do podejmowania samodzielnych decyzji i przejawia więcej człowieczeństwa niż większość postaci w książce. Kiedy nasza trójka głównych bohaterów - Mahila, Mouse i półczłowiek - przypadkiem na siebie wpadają (a nie jest to miłe spotkanie) wszystko się komplikuje, a nawet resztki normalności, do której przywykli to już przeszłość.
Antyutopie to ostatnio "najmodniejszy" gatunek. Jeśli sięgacie po takie książki niemal odruchowo (taka jak ja) to muszę Was ostrzec. Przy "Zatopionych miastach" wszystkie inne antyutopie to bajki dla dzieci. Nie spotkałam się jeszcze z tak surową, brutalną i krwawą powieścią. Teoretycznie jest ona skierowana do młodzieży, jednak gdyby to ode mnie zależało określiłabym ją jako 18+. To prawda - większość bohaterów (nawet tych walczących) to nastoletnie dzieciaki, jednak to jedynie dodaje dramatyzmu. Witajcie w świecie, w którym nastolatki są żołnierzami. Dlaczego? Ponieważ mało komu udaje się dożyć pełnoletności...
Bardzo szybko znajdujemy się praktycznie w centrum działań wojennych. Zawiedziecie się jeśli oczekujecie ckliwych przemyśleń w stylu "dokąd zmierza ten świat". Niemal do samego końca motto jest tylko jedno: przeżyć. Gdzieś w tym wszystkim pojawia się chęć uratowania przyjaciela. Nie przyjaciół, przyjaciela, jednego. Bohaterowie już dawno pozbyli się złudzeń, wiedzą, że nie warto nadstawiać karku dla wszystkich wokół. Nie mu tu również miejsca na miłość - jest wojna, więc uczucia trzeba schować głęboko do kieszeni.
"Zamknij to w sobie. Czuć będziesz później. Nie teraz."*
"Później" nie następuje jednak nigdy, a praktycznie od samego początku jesteśmy przekonani, że w tej historii po prostu nie ma miejsca na szczęśliwe zakończenie. Nie umniejsza to jednak ciekawości jak ta opowieść się zakończy. A zakończyła się, muszę przyznać, wręcz fenomenalnie.
Warto dodać jeszcze kilka słów o stronie technicznej. Powieść poznajemy z pomocą trzecioosobowego narratora wszechwiedzącego, który jednak niemal w każdym rozdziale zmienia postać, z punktu widzenia której przedstawiam nam historię. Myślę, że w tej powieści taka narracja to jedyny słuszny wybór, w innym wypadku nie bylibyśmy w stanie zapoznać się z wszystkimi faktami. Jeśli chodzi o język to nie mam absolutnie żadnych zastrzeżeń. Autor bardzo sprawnie poprowadził akcję, a książkę bardzo ciężko było mi odłożyć, choćby na chwilę.
Komu poleciła bym "Zatopione miasta"? Z całą pewnością dojrzałym czytelnikom o mocnych nerwach. To bardzo dobra powieść, jednak chyba nie dla każdego. Jeśli zdecydujecie się po nią sięgnąć pamiętajcie - jest bardzo brutalna.
Ocena: 9/10