Cykl "Powrót do Nałęczowa" nie jest ani znamienitą historyczną opowieścią, ani fantastyką, a jednocześnie posiadając te elementy staje się bajką o tęsknocie za przeszłością, za tym co nieodżałowane i bezpowrotnie odeszło. Przemijanie boli każdego z nas, a im jesteśmy starsi, tym dobitniej daje o sobie znać. Tęsknota za bliskimi, którzy odeszli, być może za czasami, w których się wychowaliśmy i czuliśmy się bezpieczni. Całość jest sentymentalna, co sugeruje już nazwa cyklu. Gdy w grę wchodzą powroty to jednocześnie uruchamiają się wspomnienia i jest przeszłość, która mocno odżywa, gdy zaczynamy przemierzać te same uliczki, spotykać znajome twarze.
W ostatniej części cyklu "Noc nad Samoborzewem" romantyzm schodzi na dalszy plan, bo rozgrywające się działania mają związek z drugą wojną światową. W takich warunkach sentymenty nie mogą przesłonić tragedii. Sama należę do tego pokolenia, gdzie w dzieciństwie jeszcze słuchało się opowieści dziadków o tamtym czasie i przyznam, że później myślałam o tym, coby było gdybym mogła na chwilę w jakiś magiczny sposób przejść tę granice i znaleźć się w okupowanej Polsce. Dość dziwne życzenie, jak na dziesięcio- dwunastolatkę, ale zawsze czułam się mocno związana z historią, przeszłością, choćby swoich bliskich. Zasadniczo żaden człowiek nie istnieje bez historycznego kontekstu, a separując się o przeszłości przodków jedynie pozbawiamy się korzeni, tożsamości, przynależności.
Wiesława Bancarzewska mogła mieć podobnie. W tym wypadku z tęsknoty za bliskimi, którzy dawno odeszli postanowiła stworzyć rzeczywistość po dwóch stronach lustra, czy raczej modrzewia, który stał się wspaniałym symbolem domu rodzinnego. Z uwagi na czasy, w jakich przychodzi żyć bohaterce pożegnamy się z nutą ckliwości, która gościła jeszcze na kartach drugiej części. Rozkosze pożycia małżeńskiego państwo Duszkowscy muszą zamienić na kilkuletni czas rozłąki. Aleksander walczy o wolną Polskę oraz przeżycie na zesłaniu, a Anna wraz z córeczką wkracza w nowy wymiar swej egzystencji za modrzewiem. Tyle że bohaterka ma praktycznie we wszystkim przewagę nad mieszkańcami zarówno Annopola, jak i Samoborzewa. Mamy bajkę o tym, jak nierealne może być życie, gdy zna się reguły gry, a jednocześnie czuje się pewną ekscytację, że można manipulować drobnymi zdarzeniami posiłkując się wiedzą historyczną odkrytą na stronach internetu. Z zastrzeżeniem by pokusa nie doprowadziła w przyszłości do chaosu w kartach narodu.
Dla mnie "Noc nad Samborzewem", jak i poprzednie dwie części, to ciepła lektura opowiadająca w niebanalny sposób o losach Anny, kobiety, która w końcu zapragnęła zaznać miłości, bez względu na konsekwencje. Obstająca przy swoim, z umiejętnością radzenia sobie w prawie każdej sytuacji jest przy okazji romantyczką, co ją zawiodło i skutecznie zatrzymało w przeszłość wbrew rozsądkowi. Można powiedzieć, że te kilkadziesiąt lat wstecz znajduje się lepiej niż w teraźniejszości. Powodem tego stanu będzie nie tylko odwzajemniona miłość, ale spełnienie marzeń i możliwość egzystencji z dawno nieżyjącymi przodkami. Jej łasiczka jest zadowolona, jak nigdy. Ale czy aby na pewno XXI wiek nie pociąga już bohaterki? Pewne jest to, że mogąc niemalże w każdej chwili przechodzić przez magiczne wrota ma się możliwości, o których możemy jedynie pomarzyć. Podobno przeszłość czasem puka do naszych drzwi, ale ilu zdecydowałoby się na taki krok jak Anna? Bezpieczniej jest marzyć w domowym zaciszu.
Nie uważam, by powieść była przekombinowana, mimo iż wydaje się, że bohaterka nagina, a momentami nawet i przegina z przechodzeniem z przeszłości w przyszłość. Jednak nie mamy do czynienia z powieścią historyczną, a ze specyficznym potraktowaniem stanu rzeczywistego. To jak zagięcie czasoprzestrzeni. Można, a nawet trzeba wybaczyć Autorce pewne pofolgowanie swojej wyobraźni.
Podoba mi się sposób, w jaki pani Wiesława opisuje poczynania Anny oraz podejście wbrew pozorom historyczne do przytaczanych miejsc i zdarzeń (przypisy do realnych zdarzeń). Bancarzewska stworzyła niepowtarzalny, otulający czytelnika klimat w "Powrocie do Nałęczowa" (cykl) i po słabszej(?), bardziej rozleniwiającej z uwagi na tok wydarzeń części drugiej "Zapiski z Annopola", zakończyła całość solidnie. Przy tym powołała do życia bohaterkę, nie żeby idealną, ale taką której nie zapomnę.