Powieść M.A. Kuzniar przyciągnęła mnie do siebie swoją przepiękną okładką (jestem okładkową sroką, sorcia), ale i opisem, który okazał się na tyle intrygujący, że aż zapragnęłam poznać tę historię bliżej. Tak też się stało, lektura tego tytułu już za mną, a ja... jestem w absolutnej miłości. Więcej jednak o niej w recenzji poniżej.
Wyobraźcie sobie, że każdej zimy, każdego roku, wraz z pierwszym śniegiem wyprawiany jest bal — pełen przepychu, pięknych strojów i prawdziwej, choć ukrytej magii. Jest również porzucona rezydencja, w której mieszka kobieta, która jako dziecko podobno zginęła w katastrofie Titanica... Co łączy te wszystkie elementy? Możliwe, że są to: tajemnica, mrok, obsesyjna wręcz miłość oraz nadzieja — że da się uniknąć nieuniknionego. Jednak czy tylko na pewno?
Rozpoczynając lekturę, nie chciałam nastawiać się na nic konkretnego. Jedyne, co pragnęłam, to tego, by ta powieść po prostu mi się spodobała. Brzmi dość prosto, ale tak właśnie było. Z każdą kolejną stroną jednak odkrywałam, że to będzie coś więcej, niż zwyczajne “podoba mi się”. No cóż, ostatecznie książka bardzo mocno trafiła w moje czytelnicze serce i sprawiła, że drugą połowę książki pochłonęłam w jeden wieczór.
Głównym bohaterem jest tutaj Forster. Jest on malarzem, który wciąż poszukuje swojej muzy, która natchnęłaby go do tworzenia większej ilości obrazów. Kiedy trafia na zimowy bal organizowany przez tajemniczą kobietę, z miejsca czuje ciekawość i chce dowiedzieć się, kimże ta istota jest. Przyznaję, że jest to naprawdę dobrze wykreowana postać, którą da się lubić i której zachowanie z jednej strony wzbudziło we mnie taki niepokój (głównie ze względu na wręcz chorobliwą potrzebę odkrycia tożsamości tej kobiety), ale z drugiej — rozumiałam jego zachowanie, po prostu. Forster to zdecydowanie ciekawy bohater, którego muszę docenić.
Odetta to główna bohaterka powieści, która przede wszystkim wzbudziła moją ogromną ciekawość. Autorka zadbała o to, by była ona jednocześnie jedną z głównych postaci, ale też pozostawała w cieniu i sprawiała, że czytelnik jeszcze bardziej pragnie ją poznać. To postać, która została stworzona równie dobrze i równie interesująco i szczerze? Nie wyobrażam sobie, że jej postać miałaby wyglądać inaczej. W mojej wyobraźni Odetta ożywała za każdym razem, gdy tylko pojawiała się na kartach tej powieści, a to coś, co absolutnie uwielbiam w czytaniu.
To historia o miłości, która może wzbudzać różne odczucia u innych, a zrozumieją ją tylko i wyłącznie osoby, które są w nią zamieszane, inaczej nie potrafię tego określić. To historia, która sprawiła, że nie potrafię przestać o niej myśleć od momentu, kiedy przeczytałam ostatnią stronę i zamknęłam swój egzemplarz. Historia Forstera i Odetty tak mocno zapisała się w moim sercu, że chyba odnalazłam jedną z lepszych powieści tego roku – a mamy dopiero połowę stycznia, że tak przypomnę uczynnie.
M.A. Kuzniar ma świetne pióro i lektura tej powieści była dla mnie najczystszą przyjemnością. Autorka zadbała o odpowiednie proporcje romansu, literatury pięknej, elementów bardziej fantastycznych oraz elementów dreszczowca. Być może brzmi to, jak mieszanka absolutnie do siebie niepasująca, ale uwierzcie, całość jest warta całej uwagi.
Zaklęta w łabędzia to pozycja, która mnie w sobie rozkochała. Być może nie jestem najbardziej obiektywna jej względem, ale nie potrafię inaczej. Ten tytuł podbił moje serce i zagościł w moich myślach na dłużej. To historia, która dawała nadzieję, a jednocześnie poruszała mnie za każdym razem. Zakończenie... Nie, nie będę nic mówić — musicie sami sprawdzić. Jeżeli poszukujecie powieści idealnej na zimowy, długi wieczór, to ten tytuł może sprawdzić się idealnie.