Niby wracamy do Bornego Sulinowa w drugiej książce Julii Łapińskiej, ale bardzo ciekawa przeszłość tego miejsca, która tak mi się spodobała w Czerwonym jeziorze, tutaj odgrywa mniejszą rolę. Ale nie szkodzi, nowa historia nadrabia to z nawiązką.
Fabułę Dzikich psów zbudowała autorka w oparciu o temat wojny i jej konsekwencji – ucieczki przed działaniami zbrojnymi, naszej postawy wobec uchodźców oraz polityki w tym zakresie. Zgrabnie wprowadziła do opowieści nowych bohaterów, grupę przyjaciół z afgańskiego etapu życia Kuby Kralla, byłego fotoreportera wojennego. Upalne lato z Czerwonego jeziora zamieniła na mroźny, sylwestrowo-noworoczny czas. Śmierć w tych okolicznościach prezentuje się równie dobrze, a nawet… Jeszcze lepiej.
Nie dla Kuby jednak, zadomowionego w Bornem gospodarza sylwestrowej zabawy. Nowego roku nie będzie miała okazji powitać Agata Lorenc, która pojawiła się w Bornem na doczepkę i została zastrzelona. Była autorytetem w dziedzinie psychologii traumy, prowadziła badania w niedalekim ośrodku dla uchodźców. O Agacie Lorenc i jej metodach nie ma dobrego zdania Kuba Krall, będący swego czasu jej pacjentem. Nie ma go też przebywający we wspomnianym ośrodku nastoletni Irakijczyk Mansur, który wyraźnie czuje, że sesje z Lorenc nie poprawiają jego kondycji psychicznej, a wręcz przeciwnie – jeszcze bardziej ją rujnują. Mansur ma za sobą dramatyczną przeprawę z Iraku przez Białoruś do Polski, w trakcie której stracił ojca. Ucieka z ośrodka, w gruncie rzeczy ucieka przed kolejnymi spotkaniami z psychoterapeutką. Bez śladu znika też Bilal, inny nastolatek, urodzony w naszym kraju syn Polki i Kurda.
Możecie się domyślać, że na takim podłożu bujnie wyrosnąć może tylko nienawiść, zwłaszcza gdy jest umiejętnie podsycana przez brudną politykę. Mamy w powieści pewnie zmierzającą po władzę Partię Prawdy z jej silnym zapleczem – organizacją o wdzięcznej i wszystko mówiącej nazwie Białe Jutro. W mig robi się więc gęsto, mrocznie i niebezpiecznie. Kuba znowu pomaga podkomisarz Indze Rojczyk w rozwiązaniu coraz bardziej zawiłej sprawy, przy czym zabójstwo Agaty Lorenc okazuje się tylko przygrywką do znacznie poważniejszych i na szerszą skalę planowanych działań. Dziejące się wydarzenia mają dla Kralla dużo większe znaczenie osobiste niż poprzednia sprawa. Jest ściśle powiązany i z nimi, i z uczestniczącymi w nich osobami. I nie chodzi tylko o fakty – chodzi o niezwykle silne więzi emocjonalne. Sporo dowie się Kuba o ludziach, których znał, cenił, kochał i którzy zajmowali ważne miejsce w jego dotychczasowym życiu. Wiedza ta będzie mocno zaskakująca.
Zdecydowanie najlepszy w tej książce jest pomysł i znów – temat, który się broni, bodaj to jeszcze lepsze niż w Czerwonym jeziorze. Uogólniając nieco można powiedzieć, że konkluzja brzmi następująco: albo otwierasz się na ludzi, albo się na nich zamykasz. Albo przezwyciężasz swoje obawy względem drugiego, innego od ciebie człowieka i pomagasz mu, gdy tego potrzebuje – albo pozostajesz obojętny i pozwalasz kiełkować nienawiści. Partia Prawdy, Białe Jutro, czarna dupa. Jesteś w czarnej dupie, jeśli nie pomagasz. Wciąż ważne, wciąż aktualne. Z tego powodu Dzikie psy to książka warta uwagi, bo
Mimo że kryminał jako literatura gatunkowa służy przede wszystkim rozrywce, to jednak staje się coraz częściej medium do poruszania ważkich społecznych problemów*.
Henning Mankell zgodziłby się z panią, pani Julio.
Świetnie pomyślana jest również postać mordercy. Dopiero pod koniec wszystko zaczyna wskazywać na tę osobę i dopiero wtedy można złapać się na myśli, że… No tak, to logiczne, że to właśnie ta osoba.
Dlaczego więc dałam jedną gwiazdkę mniej niż Czerwonemu jezioru? Z powodu nieodpartego wrażenia, że książka była pisana w pośpiechu. Przeoczonych zostało kilka baboli stylistycznych, a niektóre zachowania bohaterów (na szczęście nie te dotyczące bezpośrednio śledztwa) były dla mnie nieuzasadnione, żeby nie powiedzieć – głupiutkie. Do tego pewne sprawy autorka Kubie i Indze ułatwiła, a nie uważam, żeby podsuwanie rozwiązań było konieczne. Nie zmienia to jednak faktu, że ważność podjętej tematyki i ogólna jego realizacja czynią książkę wartą przeczytania, mimo tych kilku niedoróbek.
Odniosę się jeszcze do obaw, które miałam przed lekturą powieści i o których wspomniałam w recenzji Czerwonego jeziora. Otóż, temat polowań na szczęście nie został rozwinięty. Na początku książki zostaje potrącony pies, ale natychmiast dostaje ratunek. A tytuł to już musicie sami sobie zinterpretować.
Aha – będzie trzecia powieść z Kubą Krallem. Cieszę się, bo go polubiłam.
*Julia Łapińska w posłowiu, s. 445.