Anioł do wynajęcia zachwycił mnie na tyle mocno, że po prostu zapragnęłam poznać kontynuację historii Michaliny i reszty występujących tam bohaterów. Z niecierpliwością oczekiwałam na możliwość poznania tejże pozycji i nareszcie mi się to udało. Jak myślicie, Magdalena Kordel po raz kolejny mnie zachwyciła, czy wręcz przeciwnie? Odpowiem na to pytanie w tej recenzji.
Minął już rok od momentu, gdy Michalina dotkliwie odczula, czym jest brak dachu nad głową, ale i od momentu, gdy odnalazła swojego anioła. Dziś trudno jej uwierzyć we własne szczęście i to, że ma własną rodzinę, której oddała serce. Nie wszyscy jednak mogą podzielać jej radość - Haśka jest zagubiona, nie ma gdzie się podziać, a w dodatku musi myśleć o swojej córeczce. Kobieta wiele by oddała za choć cząstkę ciepła dla swojego dziecka. Haśka nie wie jeszcze, że i ona odnalazła już swojego anioła... Jednak czy pozwoli sobie pomóc?
Zaczynając lekturę tej powieści, uparcie z tyłu głowy miałam umieszczoną Michalinę i jej historię. Coś było w tej książce takiego, co w pewien sposób osiadło w mojej pamięci i nie dało się stamtąd przepłoszyć, choćbym nie wiem, jak bardzo chciała. Historia Haśki, którą postanowiła zaserwować tutaj autorka, okazała się równie wciągająca i smutna, czego oczywiście mogłam się spodziewać, a jednak w pewien sposób było to zaskakujące.
Główną bohaterką jest tutaj ponownie Michalina (o niej pisałam w recenzji poprzedniego tomu), jednak równie dużo było tutaj Haśki, czyli młodej i zagubionej kobiety, która próbuje jakoś odnaleźć się w nowej sytuacji i odzyskać wiarę w szczęście. Postać ta została bardzo dobre wykreowana i co więcej - Haśka nie jest przeidealizowaną, pokrzywdzoną kobietką, która nie wie co ze sobą począć. Ta kobieta to istna lwica, która za bezpieczeństwo swoje i swojej córki jest gotowa zrobić wszystko. Przyznaję, w pewien sposób postać ta mnie zafascynowała i sprawiła, że moja uwaga była podtrzymywana do samego końca.
Magdalena Kordel po raz kolejny udowadnia, że pisanie słodko-gorzkich historii to coś, co świetnie jej wychodzi. Historia Haśki jest jednocześnie tak bardzo podobna do historii Michaliny, a jednak obie te bohaterki różni wiele. Nie zabrakło tutaj również niezawodnej Neli, którą pokochałam całym sercem i wprost nie mogłam doczekać się momentu, gdy się pojawi. Oczywiście, to nie jedyne bohaterki powieści - tych jej tutaj więcej, jednak nie będę zdradzać nic więcej. Odkrywanie tych powieści samemu dostarcza najwięcej satysfakcji.
Jedynym moim zarzutem w stosunku do tej pozycji jest fakt, iż temat ojczyma Haśki został potraktowany ciut po macoszemu, co oczywiście może być tylko i wyłącznie moim odczuciem. Fakt ten jednak zaistniał i chciałabym tutaj o nim wspomnieć. Poza tym jednym wątkiem uważam tę książkę za kolejną świetną pozycję świąteczno-zimową, przy której czas po prostu płynie wolniej. Odczuwam ogromną wdzięczność za to, że mogłam poznać oba te tytuły, ponieważ odnalazłam swoje nowe ukochane powieści. Z pewnością będę do nich wracać w przyszłości.
Jeśli szukacie tytułu, który wciągnie Was bez reszty i sprawi, że jeszcze mocniej zaczniecie doceniać to, co macie – Zagubiony Anioł zdecydowanie poleca się Waszej uwadze.