Orson Scott Card to nazwisko znane wśród wielbicieli fantastyki. Jak do tej pory tylko słyszałam o Grze Endera, miałam ją w planach, choć nie paliłam się do jej przeczytania. Kiedy, więc pojawiła się możliwość zrecenzowania jego najnowszej książki ucieszyłam się, że będę miała okazję zaznajomienia się z tak znanym i cenionym autorem.
Autor dzięki dwunastolatkowi, Danny'emu Northowi, roztacza przed nami wizję współczesnej Ziemi zamieszkanej przez magów. Stworzył rozległy świat, w którym dawni, mityczni bogowie stają się postaciami z krwi i kości, a my sami poznajemy ich uniwersum oczami jednego z dzieci magów. Jest to jedyny syn pary wielkich magów, należących do jednego z prastarych rodów, który nie spełnił pokładanych w nim nadziei i jest uznawany za kogoś pozbawionego wszelkich talentów magicznych, drekkę. Jednak nagle okazuje się, że Danny jednak jest magiem, niestety włada on magią zakazanego rodzaju i własna rodzina powinna go zabić. Musi uciekać.
Jednocześnie poznajemy historię tajemniczego Kluchy. Jest on chłopcem na posyłki na dworze jednego z władców Westilu. Westil i Mittlegard- czyli Ziemia- były kiedyś połączone Wielkimi Wrotami, dzięki temu magowie mogli przechodzić z jednego świata do drugiego powiększając swoją moc. Jednak największy psotnik w dziejach, Ostatni Loki, pozamykał wszystkie wrota... Po dawnej świetności magów zostały zaledwie okruszki, zarówno w jednym świecie jak i drugim. Klucha natomiast do tej pory, drzemiący w drzewie, ma z tym wszystkim coś wspólnego...
Świat wykreowany przez Carda i system magii zasługują na uznanie. To moim zdaniem najmocniejsza strona tej książki i pierwsze na co zwraca się uwagę. Każdy mag kiedy jest dzieckiem odnajduje swoje zewnętrzne ja, jeśli go nie ma jest drekką. Później uczy się wzbudzać klanty, swoiste "obrazy" zewnętrznego ja, dla ludzi są to elfy i inne podobne stworzonka. W pewnym momencie nauki zaczyna czuć więź z jakąś istotą- zwierzęciem, rośliną czy nawet kamieniem, bądź żywiołem- wodą, ogniem. Wtedy zaczyna się uczyć kochać i służyć danym istotom czy żywiołom. Siła maga, to co potrafi zrobić określa jakiego "poziomu" jest magiem i jest podpowiedzią co może robić a czego nie.
Danny'ego z jednej strony trudno polubić, bo jest w zasadzie geniuszem, ale i nie da się go nie lubić za jego poczucie humoru i psikusy jakie płata innym. Podoba mi się to, że w zasadzie nie ma opisu żadnej z postaci, więc Danny może być zadziornym brunetem bądź uroczym blondynem. Poza nim niemal całą jego "ekipę" od razu polubiłam. Szczególnie Veevee, jest bardzo silną i ciekawą osobowością, z niecierpliwością będę czekać na kolejny tom, aby poznać jej przeszłość i ją samą nieco lepiej.
Akcja Zaginionych wrót jest dość szybka, książka bardzo wciąga. Jedynym minusem jakiego się dopatrzyłam jest to, że fabuła nieszczególnie zaskakuje, choć przy ilości zdarzeń i stopniu "wczytania się" w powieść jest to niewiele znaczący szczegół. Poza tym nie zniechęciło mnie to ani trochę do poznania dalszych losów Danny'ego, czy rozwiązania zagadki Kluchy.
Ponoć Zaginione wrota otwierają (zabawnie wyszło ;P) nowy cykl młodzieżowy Carda. Jeśli ktoś ucieka na widok "powieści młodzieżowej" niech lepiej się zatrzyma i zastanowi! Co prawda od razu można poznać, że to lektura dla młodych czytelników (co trzeba przyjąć z całym inwentarzem typowym dla powieści młodzieżowej), ale i starsi się nie zawiodą. Także polecam i dużym czytelnikom, i tym mniejszym.