Powieść „W szpilkach od Manolo” postanowiłam przeczytać z przekory. Nie lubię tzw. literatury kobiecej, bo zawsze podczas lektury czuję się jakby ktoś próbował ze mnie zrobić idiotkę. Od samego patrzenia na szpilki jest mi niewygodnie, a na modzie zupełnie się nie znam. Musiałam nawet googlować tego Manolo, żeby sprawdzić co to za jeden. Do lektury podeszłam sceptycznie, ale szybko przekonałam się, że we wszystkich entuzjastycznych opiniach, które czytałam jest więcej, niż tylko ziarnko prawdy.
Liliana jest trzydziestopięcioletnią singielką, autorką bloga z recenzjami. pracownicą korporacji, właścicielką kilku kociaków, oddaną przyjaciółką i trochę zbzikowaną córką niemniej oryginalnych rodziców. Kobieta marzy o porzuceniu nudnej biurowej pracy, w której i tak już dawno zdążyła się wypalić, na rzecz własnej księgarnio-kawiarenki. Oczywiście nie trudno się domyślić, że pewnego pięknego dnia na drodze, a raczej na miejscu parkingowym naszej bohaterki staje on - mężczyzna idealny, istny cud świata, nic tylko mdleć z zachwytu. Między Michałem a Lilką nawiązuje się złośliwy flirt, który szybko przeradza się w gorący romans. Na szczęście autorka w dość oryginalny sposób komplikuje losy bohaterów, żeby trochę się pomęczyli zanim dobrną do upragnionego happy endu.
Najmocniejszą stroną powieści jest iskrzący się humor. Niemal każdy opis, czy dialog wywołują szeroki uśmiech na twarzy, a nawet głośne wybuchy niekontrolowanego chichotu. Jestem przekonana, że powieść „W szpilkach od Manolo” wprawi w doby humor nawet największych ponuraków. Historię Liliany poznajemy z jej własnej perspektywy dzięki pierwszoosobowej narracji. Trzeba przyznać, że autorce udało się wykreować postać wesołej wariatki, która natychmiast zaskarbia sobie sympatię czytelnika. Poza tym jest bohaterką uniwersalną, gdyż polubią ją zarówno dwudziestolatki, jak i panie grubo po pięćdziesiątce. W końcu z kobietami o wieku się nie rozmawia, bo liczy się to co człowiek ma w środku, a nie w dowodzie. Również postać Michała wzbudza pozytywne emocje, choć wydaje mi się, że został przez autorkę zbyt wyidealizowany i przesłodzony. Pozostali bohaterowie także są charakterystyczni i łatwo zapadają w pamięć.
Agnieszka Lingas-Łoniewska nie jest debiutantką. Jej poprzednie powieści wywołałay spore zamieszanie na polskim rynku czytelniczym. Wiem, że w miejskiej bibliotece, do której należę trzeba długo czekać na książki jej autorstwa, gdyż cieszą się tak ogromną popularnością. Jeśli pozostałe dzieła pani Agnieszki charakteryzują się równie lekkim stylem i polotem, to wcale się nie dziwię, że pisarka odniosła taki sukces. Sama dopisuję się do grona jej wielbicielek i ruszam na poszukiwania innych jej utworów.
„W szpilkach od Manolo” do bardzo dobra powieść komediowa, obyczajowa i sensacyjna w jednym. Lekturę książki pani Agnieszki będę polecać wszystkim jako doskonały lek na chandrę, a także idealny dodatek do wakacyjnej zabawy. Nie przypuszczałam, że literatura kobieca może mnie tak zaskoczyć, a nawet, o zgrozo, sprawi, że będę się identyfikować z bohaterką powieści! Świat się kończy! Polecam, ale i ostrzegam! Ta książka wciąga! Jak już zaczniecie czytać, to nic was nie powstrzyma!