Dla przypomnienia: Jesienią byłam zachwycona, Zimą rozczarowana. Wiosną zaś jestem w pełni usatysfakcjonowana – czyli to prawda, że wiosna przynosi nadzieję.
Niniejsza recenzja musi odrobinę nawiązywać do poprzednich tomów, Ali Smith ma bowiem swoje ulubione tematy, które we wszystkich trzech książkach porusza. Swobodnie wędruje po świecie sztuki, bada jej zasięg i wpływy, udowadnia, jak są dalekosiężne. Interesują ją bardzo związki i relacje międzyludzkie – te, które można nazwać wyjątkowymi, silnymi i znaczącymi. Wreszcie, swoich bohaterów umiejscawia zawsze w ważnym kontekście politycznym, społecznym, globalnym – już w Jesieni pisała o sytuacji uchodźców, a w Wiośnie ten temat dochodzi do głosu w pełni. Geniusz Ali Smith polega jednak na tym, że czytając jesteśmy przekonani, iż mówi ona nie tylko o problemach dnia dzisiejszego, ale o sprawach uniwersalnych.
W Wiośnie poznajemy Richarda i umierającą Paddy, współpracujących ze sobą filmowców. Ich osiągnięcia są już przebrzmiałe, szczególnie Richard czuje, że mocno niedocenione. Richard otrzymał właśnie pierwsze od kilku lat zlecenie. Ono właśnie stanie się początkiem nowego etapu jego życia, choć nie w taki sposób, jak byśmy się spodziewali. Śmierć Paddy – osoby ważnej dla niego nie tylko ze względów zawodowych – również się do tego przyczyni, bowiem przyjaciółka udowodni Richardowi, że istnieje życie pozagrobowe. Lecz znów, nie tak, jak moglibyście oczekiwać, czytając te słowa.
Bohaterką książki jest także – a może przede wszystkim – Florence, niesamowita dwunastoletnia dziewczynka, Mały Książę i Greta Thunberg w jednym. Florence powraca do źródeł, widzi rzeczy takimi, jakie one są. Bez nałożonego filtru dorosłości, bez komplikacji spowodowanych działaniami polityków i „osiągnięciami” cywilizacji. Florence zadaje pytania i oczekuje odpowiedzi, ale nie dlatego, że ich nie zna. Pytaniami chce zmusić do myślenia, do tego, by dyrektor strzeżonego ośrodka dla uchodźców oraz pracująca tam Brittany zyskali nową perspektywę. Wreszcie, również w życiu Richarda dziewczynka odegra istotną rolę.
Jeszcze, proszę państwa, sztuka. Ali Smith kreśli na kartach Wiosny historię związku dwojga twórców, którzy w rzeczywistości nigdy się nie spotkali, choć przez pewien czas przebywali blisko siebie i do ich spotkania mogło dojść. Chodzi o poetę Rainera Marię Rilkego i pisarkę Katherine Mansfield. Paddy uświadamia Richardowi, że to się wciąż może wydarzyć. Tak!
Powinnam jeszcze wspomnieć o warstwie językowej powieści, która mnie zachwycała w pierwszym tomie i znacznie utrudniała lekturę tomu drugiego. W Wiośnie na szczęście autorka powraca do czystości i klarowności języka i do jego piękna. Są dwa lub trzy fragmenty napisane z pozoru chaotycznie - ale jest to chaos uzasadniony. Mam tu na myśli przede wszystkim fragment opisujący człowieka we władzy mediów społecznościowych.
Na koniec chcę powiedzieć, że wyobrażam sobie Ali Smith jako osobę o ogromnej wiedzy i bardzo szerokim spojrzeniu, posiadającą tę szczególną umiejętność widzenia więcej, dostrzegania związków między rzeczami, ludźmi, zdarzeniami – i to w różnych momentach dziejowych. Ali Smith, choć pisze tu i teraz, sięga w przeszłość po potrzebne jej rekwizyty – i wybiega w przyszłość, pokazując nam, jakie mogą być konsekwencje naszych wyborów w każdej sferze życia. Szkocka pisarka potrafi to wszystko połączyć w spójną i znaczącą całość. To autorka wielowymiarowa, bez wątpienia wybitna (i nawet słabszą Zimą nie da się tego podważyć).
Czy coś się zmienia? Nie. Ale jest nadzieja. Musielibyśmy jednak podjąć wysiłek i wrócić do swoich początków jako ludzie, stanąć znów w punkcie wyjścia. Rośliny, które wyrastają spod śmieci i plastiku, wcześniej, później, przebijają się tak czy owak (s.15).
A człowieczeństwo?