Książka pod tytułem „Zaczarowany Lwów” to coś naprawdę wciągającego. Autor tej pozycji, Marcin Hałaś, zdecydowanie ma przeogromną wiedzę o tym miejscu, o jego wpływie na dzieje kultury polskiej. Przyznam, że jestem pod ogromnym wrażeniem. W książce można znaleźć przepiękne, własnoręcznie wykonane przez Autora, zdjęcia. Daję za to ogromnego plusa – większość poszłaby na łatwiznę i zamieściła zdjęcia z Wikipedii. To, o czym pisze ma swoją dozę nie tylko fascynacji, ale, jakby to rzec – czuć, że to wielka miłość i chyba odwzajemniona.
Nigdy nie interesowała mnie historia poszczególnych miast, czy to polskich, czy też należących do innych narodów czy państw. Nigdy nie wydawało mi się to zbyt fascynujące, wręcz przeciwnie. Zawsze wydawało mi się, że taka historia trąci całą masą nic nie znaczących faktów, kiepskich anegdotek, pisanych ku „większej chwale” danego miasta. Jednak po lekturze „Zaczarowanego Lwowa” muszę nieco zrewidować swoją opinię. Autor w świetny sposób kreśli kulturalne dzieje tego miasta. I uwaga – Lwów – nie jest miastem kresowym, jak się to przyjęło w potocznej polszczyźnie. Do Kresów jest mu dosyć daleko.
Z książki wyłania się obraz Lwowa jako jednego z głównych ośrodków polskiej kultury. I po lekturze jestem gotów się z tym zdaniem zgodzić. Przy okazji – kolejny raz uświadomiłem sobie, że tak mało nadal wiem o historii naszego państwa. To coś naprawdę szokującego, jak człowiek niewiele wie… Ale wróćmy do rzeczy. Przypadło mi do gustu zamieszczenie przez Autora kilku fragmentów lwowskich piosenek ulicznych. Iluż tutaj mieszkało literatów, architektów, polityków… Wystarczy wspomnieć choćby Marię Konopnicką czy Zbigniewa Herberta (jeden z moich ulubionych poetów). Marcin Hałaś oprowadzając nas po tym czarownym mieście, przytacza drobne anegdotki dotyczące ważnych person, choć zdarzają się też osoby o mniejszej chwale, związanych z historią miasta. Jednak ich wybór chyba nie do końca jest szczęśliwy, bowiem opisuje głównie te negatywne zdarzenia, związane z ludzką tragedią. A przecież, o ile mnie pamięć nie myli, Lwów to nie tylko miasto ludzkich tragedii, ale i rozwoju, duchowości, nadziei… Być może nie zrozumiałem zamysłu Autora, ale ten sentymentalizm trochę mnie zraził.
Nie bardzo przypadło mi do gustu zakłamywanie historii, nie tylko przez władze dzisiejszego Lwowa, ale i przez Autora. Nie rozumiem dlaczego tak bardzo stara się zdeprecjonować fakt, że Konopnicka była lesbijką. Nasza poetka była związana z Marią Dulębianką i chyba każdy to wie. Mnie to nie przeszkadza, i nie rozumiem, dlaczego ludzie dalej starają się komuś zaglądać w majtki i określać ich przez pryzmat ich orientacji seksualnej. Czy to w jakiś sposób deprecjonuje jej dorobek literacki? Zdecydowanie nie. Zresztą nie od dziś wiadomo, że osoby homoseksualne mogły mieć „normalną rodzinę”, która maskowała przed władzami i kościołem ich prawdziwe seksualne oblicze. No cóż, widać, niektórzy nadal mają z tym problem.
W książce nie spodobała mi się jeszcze jedna rzecz – choć sam Autor przyznaje, że Ukraińcy mają prawo do swojej interpretacji i przeżywania historii, jego komentarze zdają się temu przeczyć. Nawet, jeśli Ukraińcy nie zawsze postępują zgodnie z naszą oceną moralną, mają prawo do tego, by być gospodarzami we własnym państwie. Jeśli nie chcą zachować polskiej części dorobku historycznego, mają do tego prawo. Jakoś my też nie zamierzamy odbudowywać prawosławnej bazyliki w Warszawie, ani tym bardziej zachowywać ukraińskiego dorobku na dziejach Rzeczypospolitej. I to tyczy się również dorobku Białorusinów, Litwinów, Rosjan czy Niemców. I komu teraz powinno być łyso? Więc bardzo prosiłbym o mniejszą dozę hipokryzji. Choć przyznam, że jako historyk, zdecydowanie jestem za zachowywaniem jak największej części dorobku poprzednich wieków, nawet jeśli nie jest on stylowy.
Choć książka bardzo mi się podobała, odniosłem wrażenie, że Autor pisząc „Zaczarowany Lwów” celował w ludzi żywiących sentyment do wyidealizowanej historii Rzeczypospolitej. A przecież nasze dzieje wcale nie były tak jednostronne, tak idealne. Buta, brak szacunku do innych narodów i samych siebie, brak praworządności, korupcja, złośliwość – te cechy również wpisane są w naszą historię, i niestety, stanowią sporą jej część. Usiłowanie wybielania naszych dziejów mija się z celem. Jeśli chcemy coś dobrego i mądrego budować w przyszłości, musimy przyznać się do błędów, a nie tylko wyszukiwać przysłowiowej drzazgi w oku sąsiada.
Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl