Nie ma chyba boleśniejszej chwili dla rodzica niż utrata kochanego nad życie dziecka. To niesamowicie boli i nic tego bólu nie może ukoić ani znieczulić. Utrata malucha zawsze boli bez względu czy zabiera go śmierć, pokonuje choroba czy dzieciak zostaje zabrany rodzicom, bo tak mówią czasem bardzo bezwzględne przepisy prawa.
Czy prawda zawsze musi wyjść na jaw? Czy czasem lepiej żyć złudzeniami? Czy nie lepsze jest niekiedy życie w kłamstwie? A jeśli tak nie umiemy? Jeśli mimo wszystko zdecydujemy się na szukanie i dociekanie jak jest naprawdę czy to nas czasem nie przytłoczy i zabierze świętego spokoju i szczęścia?
To był zwyczajny, szary i zimny dzień, który szybko się skończył. Zapadł zmrok. Po całym pełnym zawodowych zajęć dniu pewna mama wraca do domu, do swojego ukochanego synka. Przed wejściem do ciepłego holu otwiera skrzynkę pocztową. Wyjmuje to, co dostarczyła poczta: rachunki, reklamy i gazetki promocyjne. I ulotkę, niewielki kolorowy kawałek papieru. I od tej chwili już nic nie jest takie samo jak dotąd. Wszystko się zmienia. Spokój znika, pojawiają się znaki zapytania, rodzą się pytania, na które nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Zostaje otwarta puszka Pandory. Stabilny świat mamy i dziecka runął w posadach.
Ellen jest w szoku, gdy patrzy na ulotkę z portretem poszukiwanego dziecka. Trzyletniego chłopczyka, który jest identyczny jak jej kochany synek Will, chłopczyk, którego jak najbardziej legalnie adoptowała dwa lata temu. Malec, którego poznała jako rocznego bobasa leżącego na szpitalnym łóżku, zmagającego się z chorym serduszkiem. Malucha, którego ze względu pewnie na chorobę porzuciła matka. Znana i utalentowana dziennikarka od pierwszego wejrzenia wiedziała, że będzie o Willego walczyć, że razem pokonają co złe i stworzą szczęśliwą rodzinę. Czy to możliwe, by dokumenty adopcyjne były sfałszowane? Czy jej syn jest poszukiwanym chłopczykiem z Florydy, którego porwano rodzicom, którego nianię zastrzelono?
Ellen ma zamęt w głowie. Przez jej mózg przewija się tysiące myśli. Owszem, mogłaby zapomnieć o tej sprawie, wymazać ją z pamięci i żyć dalej jakby nigdy nic. Ale ona tak nie potrafi. Jej dziennikarska żyłka daje o sobie znać. Ellen mimo ryzyka zaczyna śledztwo, podejmuje kroki, które zmienią jej życie.......................
Powieść autorstwa laureatki nagrody Edgara skończyłam czytać wczoraj, a jednak już dobę nie mogę uspokoić emocji i wzruszeń, jakie wywołała ta książka. Opisana w niej historia porywa za serce, jest niezwykle smutna i pełna dramatyzmu. Ukazuje wiele emocji, jakie targają serce adopcyjnej matki, która z jednej strony boi się utraty syna, który jest dla niej alfą i omegą, ale z drugiej strony stawia dobro dziecka ponad swoje szczęście. Podejmuje bardzo odważne kroki, by docieć prawdy. Jest wrażliwa na olbrzymią rozpacz rodziców, którym porwano dzieci. Zna to z przeprowadzonych wywiadów. Wprawdzie radzi się znajomego prawnika, ale podejmuje bardzo kontrowersyjne decyzje chcąc docieć prawdy. Ma świadomość, że ta prawda może ją zabić, ale mimo to brnie w swoje prywatne śledztwo.
Przewracając kolejne kartki książki wciąż dręczyło mnie pytanie: jak ja bym postąpiła na miejscu Ellen? Czy miałabym odwagę i siłę podjąć takie a nie inne rozwiązania?
Lektura autorstwa Scottoline jest niesamowita, pełna emocji, uczuć i napięcia. Wszystko to kumuluje się zwłaszcza na ostatnich stu stronach. Efekt jest taki, że nie idzie się od tej powieście oderwać. Jako kobieta bardzo współczułam głównej bohaterce, nie raz miałam ochotę ją pocieszyć, ale i napomnieć. Nie zawsze się zgadzałam z podjętymi przez nią decyzjami, były momenty, że wręcz miałam ochotę się z Ellen solidnie i dosadnie pokłócić. A jednak podziwiałam ją. Ta kobieta, mimo, że nie urodziła Willego zasługuje na miano supermamy. Książkę czyta się jednym tchem. Jej lektura spodoba się szczególnie miłośnikom książek Picoult czy Chamberlain. Warto wziąć ją do ręki, poświęcić jej kilka godzin, przeżyć niezwykłą historię, która chwyta za serce. A ja muszę nadrobić braki w czytaniu innych powieście tej Amerykanki. Bo po lekturze tej książki zostałam jej fanką.