Napisanie czegokolwiek o książce tak popularnej jak „Drwal” Michała Witkowskiego, to nie lada wyzwanie. Już niemal od daty jej premiery, pojawiają się bardziej lub mniej krytyczne recenzje związane z nowym dziełem „Michaśki”. O popularności tej książki świadczy fakt, że kilkakrotnie uznana została ona za jedną z najlepszych książek 2011 roku. Nie bez przyczyny ten cały medialny rozgłos wokół „Drwala”. Jest to bowiem kolejna książka Witkowskiego, za sprawą której, autor daje nam popis swojego talentu pisarskiego.
Myślę, że nie skłamię, jeżeli powiem, że nie ma współcześnie bardziej kontrowersyjnego, polskiego pisarza od Michała Witkowskiego. Co ważne, mówi się o nim nie tylko w środowisku polonistycznym, z którym autor związał się poprzez wykształcenie. Na temat jego prozy trwają również dyskusje na wielu forach internetowych, że nie wspomnę już o aktywności samego Witkowskiego na facebook`u. Czym Michał Witkowski wzbudza zachwyt lub wstręt czytelników? Niewątpliwie swoim ekstrawaganckim stylem bycia i niekonwencjonalnym sposobem pisania.
Rozgłos medialny wokół Witkowskiego zaczął się po wydaniu „Lubiewa”, czyli słynnej już „epopei z życia ciot”. Chociaż nie był to debiut pisarski autora, powieść wzbudziła szerokie zainteresowanie głównie ze względu na tematykę i dobór bohaterów. Później pojawiły się kolejne powieści utrzymane w podobnej konwencji, w których narrator poruszał się po różnych środowiskach społecznych, jak „Barbara Radziwiłłówna z Jaworzna- Szczakowej”, czy „Margot”. Niektóre z jego książek zachwycały czytelników bardziej, inne mniej. Jedno jest pewne: za sprawą tych utworów wprowadził Witkowski do swojej literatury stałego bohatera – luja.
Na premierę „Drwala” czekali nie tylko zagorzali fani Witkowskiego i krytycy literatury, ale także jego przeciwnicy, czyli ci, do których styl pisarski Michaśki nie przemawia. Co tak naprawdę czytelnicy znaleźli w nowej powieści Michała Witkowskiego?
„Drwal” to pełna humoru opowieść o „Michaśce” (Michale Witkowskim), pisarzu przeżywającym impotencję twórczą, który funduje sobie pobyt w posezonowych Międzyzdrojach, by znaleźć inspirację do napisania kryminału. Jego tymczasowym miejscem pobytu stanie się pokój w leśniczówce pewnego drwala, a natchnieniem tajemnicze wydarzenia z okresu komuny, lat. 80. i 90., które miały miejsce w tym malowniczym kurorcie wczasowym. Jak rozwija się akcja? Czy Michał znajdzie wątki fabularne do napisania powieści? Wszystkich zainteresowanych odsyłam do książki. Nie można bowiem w jakikolwiek sposób streścić wydarzeń zawartych w „Drwalu”, bo i po co? Nie odbierajmy sobie tej przyjemności, jaką za sprawą kart książki staje się uczestnictwo we wszystkich perypetiach wraz z samym Michałem.
Czytając „Drwala” Witkowskiego, miałam w pamięci poprzednie jego dzieła i szukałam jakichś elementów wspólnych dla tych kilku książek. Od samego początku czekałam aż pojawi się on, słynny już, wylansowany przez "Michaśkę" –luj. Przyznam, że z lekkim przerażeniem przewracałam kolejne kartki, aż wreszcie, po 83 stronach się pojawił! Znakomicie przedstawiony, „kupiony” za pięć piw z Netto za 99 gr., o którym Michał mówi z dużą dozą ironii, tak jak lubię. Gdyby luj się nie pojawił, to nie byłby Witkowski. Kolejnym godnym zauważenia elementem w „Drwalu” jest język powieści. Nie sposób zarzucić autorowi niezrozumiałość, czy nazbyt patetyczny ton. Witkowski pisze językiem nas, współczesnych, czasem tylko stylizuje niektóre wypowiedzi, by je wyróżnić, co absolutnie nie przeszkadza w lekturze. W „Drwalu” podobnie jak w poprzednich dziełach tego autora występuje mnóstwo aluzji literackich, filmowych i muzycznych. Za ich sprawą Witkowski buduje więź z czytelnikiem, przedstawia mu pośrednio swoje zainteresowania i elokwencję. No i oczywiście podstawowa zaleta tej książki, o której wcześniej wspomniałam – ironia. Nie bez przyczyny mówi się, że w „Drwalu” odnaleźć można nawiązania do twórczości Gombrowicza. Ironia jest w tej powieści wszędzie, emanuje z każdego zdania. Są momenty, które za jej sprawą doprowadzają czytelnika do łez. Nie znaczy to, że mamy do czynienia z jakąś intelektualną mielizną. Po prostu humor Witkowskiego jest tak wysublimowany, że nie potrafimy się mu oprzeć.
Książka zawiera 441 stron, które przeciętny czytelnik jest w stanie przeczytać w kilka godzin. Przyznam, że ja czytałam tę powieść prawie miesiąc. Nie dlatego, że styl Witkowskiego mi nie odpowiadał, ale dlatego, że przewracając kolejne kartki, bałam się, że zbyt szybko skończę. Dziś, kiedy pożegnałam się już z bohaterami „Drwala”, pozostał pewien niedosyt, wynikający z zakończenia dzieła. Nie mam nic przeciwko kompozycjom otwartym, ale zabrakło mi na końcu jakiegoś nagłego zwrotu akcji. Poza tym jest jeszcze jeden element, dla którego warto mieć „Drwala”. O ile „przód” okładki nie jest zbyt zachęcający, o tyle jej „tył”, gdzie znajduje się intrygująca fotografia autora, może zainteresować bardziej gorliwe fanki Witkowskiego.
Jeśli zatem ktoś uwierzył zapowiedziom wydawnictwa i samego autora, że czytając „Drwala” będzie miał do czynienia z kryminałem, to powiem krótko: daliście się nabrać. Witkowski jak zwykle prowokuje czytelników i tym razem pod pozorem kryminału przemyca znakomitą, pełną autoironii powieść akcji. Podejrzewam jednak, że biegli znawcy twórczości Witkowskiego czekali na coś innego. Na to, jak i czym autor zaskoczy czytelnika i tym razem. Czy mu się to udało? Odpowiedzcie sobie sami. Osobiście uważam „Drwala” M. Witkowskiego za rewelacyjną i godną polecenia książkę. Jeśli kiedyś po nią sięgniecie, to czekam na wasze opinie.