„Słowa wdzięczności” to nie powieść obyczajowa z ewentualnymi poradami/wnioskami na życiowe tematy. Nie jest to też klasyczny poradnik, który w suchy sposób omawia zagadnienia i wskazuje sposoby jak radzić sobie z problemami. Całe szczęście, bo nie przepadam szczególnie za tym rodzajem książek.
Z treści dowiadujemy się, że autorka sporo w życiu przeszła, nie zawsze były to rzeczy dobre czy godne chwalenia się. Pisze o strachu, niepewności, o wchodzeniu na nieznane ścieżki życia i często przysłowiowe skakanie na głęboką wodę. W pewnym momencie przyszło jednak zrozumienie, że należy zwolnić w tym pędzie i zamiast tylko oczekiwać na coś, trzeba doceniać to, co ma się teraz, tutaj i już. Nie będę ukrywać, że prywatnie nie jestem jeszcze na tym etapie, ale z chęcią będę próbować, by choć w jakimś stopniu cieszyć się bardziej dniem obecnym i teraźniejszością.
Autorka swoje porady i doświadczenia wrzuciła do wielu koszyków, z których możemy czerpać w wybranym momencie. Dlaczego właśnie koszyk? To nie tylko taki metaforyczny zabieg, który kojarzy się z niesieniem zawartości, po którą można sięgnąć. Z treści dowiecie się więcej, dlaczego pani Anna zdecydowała się właśnie na ten gadżet. Zakres tematów nie ogranicza się do kilku, obejmuje raczej cały proces, jakim jest życie.
Nie wydaje mi się, by dobrym pomysłem było czytanie tej pozycji naraz. Ja rozłożyłam sobie lekturę na kilka wieczorów, jednak myślę, że lepiej będzie jeśli zdecydujecie się na czytanie jednego rozdziału codziennie. To moje zdanie, bo autorka mówi wręcz coś przeciwnego. Pani Ania nie chce, by czytelnik był zmuszony do codziennej lektury, bo w przypadku braku czasu czy chęci, będzie czuł się nie w porządku z samym sobą. Autorka raczej zachęca, by sięgać do koszyków w momencie duchowej potrzeby, choć przyznaje, że najlepsze efekty osiąga się gdy czerpie się z koszyków „raczej częściej”. Myślę, że każdy musi wypracować swój własny system, właśnie po to, by poczuć, że to działa i być wdzięcznym za te „pracę” nad sobą.
Każdy rozdział kończy się zachęta do refleksji nad własnym życiem i decyzjami, przy okazji dając możliwość spisania myśli na specjalnie przygotowanym ku temu miejscu. Trzeba tylko przekonać się do „pisania po książce” (!!!), co wydaje się być zachowaniem skandalicznym. Dla mnie pomocna okazała się myśl, że dzięki swoim zapiskom, stworzyłam nową wersję „Słów wdzięczności”, a egzemplarz ten, jest jedyny w swoim rodzaju. Bo to jakby moja prywatna rozmowa z autorką i samą sobą.
Z całej treści wręcz wylewa się ogrom pozytywnego nastawienia, dobrych myśli skierowanych ku czytelnikowi, choć przecież autorka nie ukrywa, że w jej życiu nadal nie jest idealnie, jednak dzięki dostrzeganiu dobra w każdej sytuacji, łatwiej pokonywać wyboistą drogę życia. Co ważne, nic na siłę. Małymi kroczkami, codziennie starajmy się być wdzięczni za nawet pozornie nieistotne rzeczy, sprawy czy sytuacje.
Polecam tę książkę każdemu, kto czuje, że potrzebuje wsparcia i pokierowania. Czasem tak przecież bywa, że sami nie potrafimy dostrzec tego, co jest tak blisko. Ja zaczynam swój proces od myśli „Nie martw się tym, na co nie masz wpływu”. Wierzę, że to dobry początek.