𝐾𝑖𝑚 𝑗𝑒𝑠𝑡𝑒ś, 𝑀𝑖𝑘𝑜ł𝑎𝑗𝑢? to była niezwykła przygoda – autorka oczarowała mnie wzruszającą historią, która miejscami była pełna niewymuszonego humoru. To piękna, pełna refleksji opowieść, idealna na grudniowy, okołoświąteczny czas. W prosty, ale poruszający sposób ukazuje siłę miłości, poświęcenia dla drugiego człowieka oraz spełnianie marzeń. Przedstawia świąteczne przygotowania w zupełnie nowym świetle. Jednocześnie, z lekkim przymrużeniem oka, pokazuje, że nawet w trudnych chwilach można znaleźć wyjście i dostrzec pozytywne strony sytuacji, w której się znaleźliśmy.
Ta powieść budzi w sercu pewną nutę, która przywołuje na powierzchnię najskrytsze wspomnienia dzieciństwa i tamtego wyjątkowego świata. Świata, w którym wszystko było bardziej intensywne, a każde wydarzenie przeżywano głębiej. Bez komercyjnej otoczki, w ciepłym domu w gronie bliskich. Gdzie choinka pachniała lasem, zapach potraw unosił się z pieca, a szelest sianka i migoczące światełka na choince rozświetlały te niezapomniane chwile.
Niestety, to już nie wróci, niezależnie od tego, jak bardzo tęsknimy za tamtymi dniami. Możemy jednak starać się tę tradycję pielęgnować we własnym domu i razem zasiadać przy wigilijnym stole. Nie ma znaczenia, gdzie i jak, liczy się tylko to, że jesteśmy razem.
𝐵𝑜 𝑡𝑜 𝑐𝑢𝑑𝑜𝑤𝑛𝑒 𝑢𝑐𝑧𝑢𝑐𝑖𝑒 𝑠𝑝𝑟𝑎𝑤𝑖ć 𝑘𝑜𝑚𝑢ś 𝑟𝑎𝑑𝑜ść, 𝑧𝑜𝑏𝑎𝑐𝑧𝑦ć 𝑠𝑧𝑐𝑧𝑒𝑟𝑦 𝑢ś𝑚𝑖𝑒𝑐ℎ 𝑖 𝑧𝑎𝑠𝑘𝑜𝑐𝑧𝑒𝑛𝑖𝑒 𝑛𝑎 𝑡𝑤𝑎𝑟𝑧𝑦.
Magda i Witek, młode małżeństwo, które od pół roku cieszy się wspólnym szczęściem, oszczędzają pieniądze na realizację swojego wielkiego marzenia: podróży do Ameryki Południowej. Podekscytowanie tym pomysłem niemal przyćmiło im radość z nadchodzących świąt. Magda myślami była już w samolocie, a w wyobraźni razem z Witkiem zwiedzali egzotyczne zakątki tego kontynentu.
Niestety, jak to często bywa – plany swoje, a życie swoje. Witek ulega wypadkowi w pracy i łamie nogę, co przekreśla ich plany i przesuwa je na bliżej nieokreśloną przyszłość. Na domiar złego, przed świętami Witek miał zaplanowane zlecenia jako święty Mikołaj, które miały przynieść im dodatkowy zastrzyk gotówki.
Witek nie potrafi odnaleźć się w nowej sytuacji. Z mężczyzny, dla którego nie było rzeczy niemożliwych, który zawsze brał życie takim, jakie jest, i w każdej sytuacji znajdował jasne strony, zamienił się w płaczliwego, skupionego na sobie egoistę, wymagającego nieustannej uwagi. Magda nie może znieść ciągłego użalania się Witka nad sobą i postanawia postawić męża do pionu.
Na szczęście Witek przejmuje się tym, co usłyszał od żony, ale pozostaje jeszcze jeden problem do rozwiązania. Witek, z nogą w gipsie, nie może wywiązać się ze zleceń jako święty Mikołaj. Wtedy babcia Danusia wpada na genialny pomysł — zamiast niego, świętym Mikołajem mogłaby zostać Magda. Kobieta w roli świętego Mikołaja? Dlaczego nie?
Zanim młodzi oswoją się z tym pomysłem i go zaakceptują, babcia przesyła Magdzie paczkomatem buty świętego Mikołaja, które brakowały jej do skompletowania stroju. Kiedy Magda mierzy kostium, zarówno ona, jak i Witek dostrzegają diametralną zmianę. Magda nie tylko wygląda jak święty Mikołaj — ona nim jest.
W przebraniu Magda czuje się zupełnie inaczej – jak zaczarowana. Jakby działa się prawdziwa magia. Próba generalna w bibliotece, miejscu pracy Magdy, wypada znakomicie – żadne z dzieci nie zorientowało się, że w stroju Świętego Mikołaja wystąpiła ich pani bibliotekarka. Magda tak doskonale odnajduje się w tej roli, że zaczyna podejrzewać babcię o konszachty z tajemniczymi mocami. Za wszelką cenę chce dowiedzieć się, skąd Danuta wzięła te niezwykłe buty, bo to właśnie w nich Magda upatruje sekretu swojej metamorfozy. Babcia jednak stanowczo zaprzecza i z oburzeniem stwierdza, że Magda po prostu ma wrodzony talent aktorski.
Magda jest zachwycona rolą świętego Mikołaja, jednak jej entuzjazm szybko gaśnie, gdy wyobrażenia zderzają się z rzeczywistością. Występy przed przedszkolakami były jedynie preludium do prawdziwego wyzwania, które czekało na nią podczas kolejnych zleceń. Schody zaczęły się, gdy musiała wystąpić w domu spokojnej starości. Dziarscy pensjonariusze okazali się znacznie trudniejszymi widzami niż dzieci. Dom pod Dębem był azylem dla byłych artystów, którzy spędzali tam jesień życia, jednak Magda tego nie sprawdziła i o mało co nie popłynęła. Jeden z pensjonariuszy zdołał odkryć sekret kobiety, co okaże się kluczowe w późniejszych wydarzeniach.
Magda zastanawia się, czy zastępowanie Witka nie okaże się większą przygodą niż wyprawa do Ameryki Południowej. Witek natomiast zaczyna namawiać ją, by zrezygnowała z chodzenia po domach i różnego rodzaju instytucjach w stroju Mikołaja. Jednak Magda tak się zawzięła, że nie miała zamiaru tego robić. Wolała działać poza domem niż pocieszać męża. Tymczasem Witek, spędzając więcej czasu w domu, odkrywa w sobie talent kulinarny. Dzięki nadmiarowi wolnego czasu zaczyna eksperymentować w kuchni i wychodzi mu to całkiem dobrze.
Zastępowanie Witka sprawiało Magdzie przyjemność, ale okazało się także wyczerpujące – jak każda praca z ludźmi. Zniechęca się, gdy zamiast spotkać rodzinę z dziećmi, trafia na złodziei, a następnie spędza wiele godzin na komisariacie jako podejrzana. Jednak jej entuzjazm na nowo rozbudza babcia Danusia, która nieustannie ją motywuje. Magda nie ma pojęcia, że babcia skrywa swoje tajemnice i ma ukryty cel. 𝑆𝑝𝑜𝑑𝑧𝑖𝑒𝑤𝑎ł𝑎 𝑠𝑖ę, ż𝑒 𝑏ę𝑑𝑧𝑖𝑒 𝑏𝑢𝑑𝑧𝑖ł𝑎 𝑢ś𝑚𝑖𝑒𝑐ℎ, 𝑑𝑎𝑤𝑎ł𝑎 𝑟𝑎𝑑𝑜ść, 𝑎 𝑗𝑒𝑑𝑛𝑎𝑘 𝑗𝑒𝑗 𝑤𝑦𝑜𝑏𝑟𝑎ż𝑒𝑛𝑖𝑒 𝑧𝑛𝑎𝑐𝑧𝑛𝑖𝑒 𝑟𝑜𝑧𝑚𝑖𝑛ęł𝑜 𝑠𝑖ę 𝑧 𝑟𝑧𝑒𝑐𝑧𝑦𝑤𝑖𝑠𝑡𝑜ś𝑐𝑖ą. Tyle wydarzyło się w pierwszym tygodniu, a to jeszcze nie koniec.
Dopiero wizyta w kawiarni z koleżanką uświadamia Magdzie, że za bardzo skoncentrowali się z Witkiem na swoim wyjeździe do Ameryki Południowej. Wszystko inne przestało mieć znaczenie. Zmiana planów wprowadziła zamieszanie w ich związku, sprawiając, że zaczęli oddalać się od siebie. Magdę ogarnęło niejasne poczucie straty. Może wszystko za bardzo skomplikowali, zapominając, co naprawdę ważne. 𝐿𝑢𝑑𝑧𝑖𝑒 𝑛𝑖𝑒 𝑠ł𝑢𝑐ℎ𝑎𝑗ą 𝑠𝑖𝑒𝑏𝑖𝑒, 𝑝𝑎𝑡𝑟𝑧ą 𝑛𝑎 𝑖𝑛𝑛𝑦𝑐ℎ, 𝑤𝑖𝑒𝑐𝑧𝑛𝑖𝑒 𝑢ś𝑚𝑖𝑒𝑐ℎ𝑛𝑖ę𝑡𝑦𝑐ℎ, 𝑟𝑜𝑏𝑖ą𝑐𝑦𝑐ℎ 𝑐𝑖𝑒𝑘𝑎𝑤𝑒 𝑟𝑧𝑒𝑐𝑧𝑦 𝑖 𝑐ℎ𝑐ą 𝑡𝑒𝑔𝑜 𝑠𝑎𝑚𝑒𝑔𝑜, 𝑐𝑜 𝑚𝑎𝑗ą 𝑡𝑎𝑚𝑐𝑖, 𝑏𝑜 𝑤𝑦𝑑𝑎𝑗𝑒 𝑖𝑚 𝑠𝑖ę, ż𝑒 𝑡𝑒ż 𝑏ę𝑑ą 𝑠𝑧𝑐𝑧ęś𝑙𝑖𝑤𝑖. 𝑍𝑎𝑚𝑖𝑎𝑠𝑡 𝑤𝑧𝑖ąć 𝑜𝑑𝑝𝑜𝑤𝑖𝑒𝑑𝑧𝑖𝑎𝑙𝑛𝑜ść 𝑧𝑎 𝑠𝑖𝑒𝑏𝑖𝑒, 𝑤𝑜𝑙ą 𝑛𝑎ś𝑙𝑎𝑑𝑜𝑤𝑎ć 𝑧𝑢𝑝𝑒ł𝑛𝑖𝑒 𝑜𝑏𝑐ą 𝑜𝑠𝑜𝑏ę, 𝑘𝑡ó𝑟𝑎 𝑛𝑖𝑐 𝑛𝑖𝑒 𝑤𝑖𝑒 𝑜 𝑛𝑖𝑐ℎ 𝑎𝑛𝑖 𝑜 𝑖𝑐ℎ 𝑑𝑜ś𝑤𝑖𝑎𝑑𝑐𝑧𝑒𝑛𝑖𝑢.
Idea i założenia tej powieści są piękne – już od samego początku mnie oczarowały. Sporo w tej historii przemyśleń i refleksji. Jednak potem trochę się zjeżyłam, gdy Magda podczas firmowego spotkania świątecznego przekroczyła granice dobrego smaku. Wątek ten wywołał we mnie zdecydowany sprzeciw, sądziłam, że nie obroni się w świątecznej powieści, która miała być historią ku pokrzepieniu serc. Dałam tej książce wielki kredyt zaufania, a tu spotkało mnie lekkie rozczarowanie. Mimo to czytałam dalej – i bardzo dobrze, bo okazało się, że wszystko w tej powieści ma swoje znaczenie.
To, że Magda wędruje po różnych miejscach i spotyka różnych ludzi, pokazuje, jak wygląda prawdziwe życie. Wzloty i upadki to normalność, ale najważniejsze jest to, aby nie poddawać się i iść dalej. Droga, którą Magda przemierza podczas odgrywania roli świętego Mikołaja, diametralnie zmienia jej spojrzenie na własne życie i rodzinę. W obliczu cierpienia innych, jej marzenie o zagranicznych wojażach nagle staje się mniej istotne.
𝑇𝑦𝑙𝑒 𝑤𝑖𝑒𝑚𝑦 𝑜 𝑠𝑜𝑏𝑖𝑒, 𝑛𝑎 𝑖𝑙𝑒 𝑛𝑎𝑠 𝑠𝑝𝑟𝑎𝑤𝑑𝑧𝑜𝑛𝑜 – napisała niegdyś Wisława Szymborska, i te słowa są doskonałym podsumowaniem powieści. Magda odkryła w sobie talent aktorski, a Witek – zamiłowanie do gotowania. Odwiedzane przez Magdę miejsca uświadamiają jej, że warto czasem poświęcić chwilę drugiemu człowiekowi, dostrzec problemy innych, a nie tylko koniec własnego nosa. Kolejne historie ludzi, których Magda spotyka, stopniowo otwierają jej oczy na to, że każdy ma swoje problemy i musi się z nimi zmagać.
Codzienne przeszkody i przygody, na które Magda natrafiła w ostatnich tygodniach, były jedynie drobnymi epizodami w porównaniu z tym, co naprawdę się liczy. Pieniądze to nie wszystko – są ważne, ale nie najważniejsze. Przekonała się, że w pędzie codzienności działała na autopilocie, przez co wiele jej umykało.
Magda nieoczekiwanie stanie się łącznikiem między ludźmi, wzruszą ją problemy osób, z którymi miała kontakt, i będzie chciała im pomóc. Dla niektórych faktycznie stanie się świętym Mikołajem, sprawiając, że na twarzach przypadkowo poznanych ludzi zagości uśmiech. 𝐶𝑢𝑑𝑜𝑤𝑛𝑎 𝑛𝑜𝑟𝑚𝑎𝑙𝑛𝑜ść. 𝐶𝑧𝑦 𝑚𝑜ż𝑛𝑎 𝑐ℎ𝑐𝑖𝑒ć 𝑤𝑖ę𝑐𝑒𝑗? […] 𝐽𝑎𝑘𝑖𝑚 𝑐𝑢𝑑𝑒𝑚 𝑐𝑧ł𝑜𝑤𝑖𝑒𝑘 𝑑𝑎𝑗𝑒 𝑠𝑜𝑏𝑖𝑒 𝑤𝑚ó𝑤𝑖ć, ż𝑒 𝑝𝑜𝑡𝑟𝑧𝑒𝑏𝑢𝑗𝑒 𝑡𝑦𝑙𝑢 𝑟𝑧𝑒𝑐𝑧𝑦, 𝑤𝑟𝑎ż𝑒ń, 𝑏𝑦 𝑏𝑦ć 𝑠𝑧𝑐𝑧ęś𝑙𝑖𝑤𝑦𝑚, 𝑘𝑖𝑒𝑑𝑦 𝑠𝑧𝑐𝑧ęś𝑐𝑖𝑒 𝑗𝑒𝑠𝑡 𝑡𝑢ż 𝑜𝑏𝑜𝑘? 𝑆𝑘𝑟𝑜𝑚𝑛𝑒 𝑛𝑖𝑒𝑟𝑧𝑢𝑐𝑎𝑗ą𝑐𝑒 𝑠𝑖ę 𝑤 𝑜𝑐𝑧𝑦, 𝑝𝑜𝑘𝑜𝑟𝑛𝑖𝑒 𝑐𝑧𝑒𝑘𝑎, 𝑎ż 𝑘𝑡𝑜ś 𝑗𝑒 𝑑𝑜𝑐𝑒𝑛𝑖.
Na koniec pożegnam się słowami autorki, które znajdują się w książce. 𝑁𝑖𝑒𝑐ℎ 𝑛𝑎 𝑐ℎ𝑤𝑖𝑙ę ś𝑤𝑖𝑎𝑡 𝑠𝑖ę 𝑧𝑎𝑡𝑟𝑧𝑦𝑚𝑎, 𝑤𝑠𝑧𝑒𝑙𝑘𝑖𝑒 𝑡𝑟𝑜𝑠𝑘𝑖 𝑧𝑛𝑖𝑘𝑛ą 𝑖 𝑧𝑎𝑑𝑧𝑖𝑒𝑗𝑒 𝑠𝑖ę 𝑚𝑎𝑔𝑖𝑎.