UWAGA! Uprzedzam, że uwielbienie do fiordów przyćmiła mi zdolność do obiektywizmu i poniższa recenzja jest skutkiem zachwycania się Norwegią... :)
Czy podróż z małym dzieckiem to brawura i nieodpowiedzialność? Szczerze powiem, że początkowo nie byłam przekonana co do tej idei. Sięgnęłam po książkę z ciekawości- czy rodzice dali sobie radę? Sama nie mam dziecka, ale nie wiem czy zdołałabym powziąć decyzję o podróży z takim maluchem.
Książka była dla mnie zagadką. Obawiałam się, że Pani Aldona głównie będzie pisać o swoim dziecku i na nim skupi prawie całą swoją uwagę- wiadomo młode mamy często świata poza swoim dzieckiem nie widzą, że będzie wszystko wyliczać, że, co najgorsze, okaże się nieodpowiedzialną matką, a jeszcze ten podtytuł "Jak łatwo i tanio podróżować z dzieckiem po świecie" napawał mnie przerażeniem, że będzie to tylko poradnik co i jak zrobić. Mimo wszystko ciekawość wzięła górę nad moimi obawami i "zawiodłam" się pod względem moich przypuszczeń. Bardzo się z tego powodu cieszę :)
Mały Mikołaj i jego rodzice zabierają nas w podróż po krajach Skandynawskich. Jest to ich druga wyprawa do Norwegii, którą autorka uwielbia.
Nie spodziewałam się, że urlop można spędzić w 7 krajach i w takich bajecznych miejscach. A tak- to "zwykły" urlop, a autorka książki nie jest żadną "zawodową" podróżniczką.
Pani Urbankiewicz sprawiła, że ma się ochotę wypożyczyć kampera i ruszyć w świat... Bo przecież tak niewiele potrzeba- samochód, zapas jedzenia, niezbędne rzeczy (typu namiot), mapa i dobre chęci, a już mamy ciekawy sposób na spędzenie urlopu.
Do tej pory kiedy marzyłam o podróżach miałam na myśli jakieś ciepłe kraje i wałęsanie się po lasach równikowych, przez myśl mi nie przyszły fiordy. Jednak po przeczytaniu opisów tych wspaniałych miejsc i zobaczeniu tylu fotografii zostałam chyba zarażona miłością do Skandynawii :)
Książka pisana jest w formie pamiętnika, na szczęście autorka nie nudzi i nie smęci- co za ile, gdzie i jak. Opisy poświęca ciekawym miejscom, relację z podróży urozmaica ciekawostkami i faktami historycznymi. Opowieść czasem przeplatana jest wspomnieniami z podróży z 2007 roku. Mimo, że autorka obawiała się poplątania, ale dla mnie wszystko było przejrzyste (no dobra przyznam- raz pomylił mi się rok :P)
Ta książka to nie tylko relacja z podróży, nie tylko rozważania zwykłego człowieka (niezbyt częste, ale zawsze), to także opowieść młodej mamy, która nie słodzi za bardzo macierzyństwa i nie ukrywa, że czasem fajnie jak dziecko śpi i ma się czas dla siebie. Autorka nie okazała się nieodpowiedzialnym rodzicem i mimo, że początkowo powątpiewałam takiemu pomysłowi, to jednak dziecko może lepiej się rozwijać (nie powiecie mi, że lepsze jest siedzenie w dusznym domu albo przed telewizorem czy komputerem) i trochę zahartować.
Z Miśkiem w Norwegii zawiera wiele pięknych zdjęć. I jedynie żałuję, że były takie malutkie, bo niektóre miejsca na nich przedstawione przyciągały. Mimo małego formatu zdjęcia rozpraszały w lekturze, bo co chwilę musiałam się na nie pogapić :)
Zapomniałabym o tytułowym bohaterze książki- Miśku. Oprócz bajkowych miejsc poznajemy także małego podróżnika. Od razu polubiłam Mikołaja. Mimo, że jeszcze nie potrafił mówić i niewiele zdawał sobie sprawy z tego co się dzieje, to wydawał się bacznym obserwatorem i fajnym dzieciakiem.
Zazdroszczę Miśkowi takich rodziców :)
Jedyne czego mi brakowało to mapka z całą trasą i większe zdjęcia.
Uprzedzałam na początku, że będą zachwyty... No cóż mnie książka Pani Aldony i Norwegia urzekły, więc z niecierpliwością czekam na kolejną książkę, a będzie to Z Mśkiem w Portugalii, premiera już w maju! :)
"Jesteśmy losem i dużą dawką szczęścia."*
*cytat z książki Z Miśkiem w Norwegii