„Bo wiedźma jest zła... Czarownica też jest zła,
ale dobrze czaruje”.
Był 1811 rok... Pochmurne popołudnie, które oczekiwaniem na deszcz zwiastowało to co miało zdarzyć się po raz ostatni w Europie. Ciemnota ludu sprawiła, że Barbara Zdunk doczekała chwili, w której miała zostać spalona na stosie. Prostakom z ludu nie przeszkadzał nawet wcześniejszy skwar, który lał się z nieba kiedy przygotowywano drewno na podpalenie ciała młodej dziewczyny. Zacofani, i zabobonni mieszkańcy Reszla z uciechą wyglądali tego wydarzenia. Kobieta została skazana na karę śmierci za rzekome wywoływanie pożarów. Urzędnicy bez litości wydali wyrok na stos. Legenda głosi, że katowi tak zrobiło się żal dziewczyny, iż zanim ją podpalił, własnoręcznie ją udusił. Ostatni proces o czary i kara, która spotkała Barbarę, zakończyła haniebny okres mordowania niewinnych.
Gdy Germanie przyjęli chrześcijaństwo, nadal uważali, że wiedźmy są pomocnicami diabła. Już w VI wieku rozpoczęli sławne procesy czarownic. Kościół Rzymskokatolicki naprawdę długo wzbraniał się przed tymi germańskimi bzdurami, jednak uległ im i przyłączył się do przedstawienia.
Tragedia ta na dobre rozhulała się w wieku XVII. Płonęła cała Europa, jednak najwięcej procesów odbyło się w Niemczech. Samowola prawników sprzyjała niesprawiedliwym procesom i karom za wyimaginowane oskarżenia. Niemal jak u Kafki Niemcy bez skrupułów nawet fałszywe oskarżenia przyjmowali za pewnik.
Wydawać by się mogło, że średniowieczna i renesansowa ciemnota została na zawsze wyparta z Europy w wieku XIX gdy odbył się ostatni brutalny proces. Nic, jednak bardziej błędnego. Okazuje się, że tuż po II wojnie światowej przegrane Niemcy odnotowały wysoki wskaźnik opętań, czarów, magii, i egzorcyzmów. Nie do końca wiadomo, z czego to się wzięło, być może naród ten zaczął zrzucać winę swej porażki na siły nieczyste. Teorie spiskowe głoszą, że sam Adolf Hitler parał się okultyzmem. Po roku 1945 cudowne uzdrowienia, zwłaszcza te Groninga, czy egzorcyzmy Eberlinga, który we wszystkim doszukiwał się działania złych mocy, obiegły Niemcy z prędkością światła. Wszędzie widziano demony, czarownice i duchy a ci, którzy potrafili, to wykorzystać trzepali na tym niezłe sumki.
Pani Monica Black w swej naprawdę wartościowej pozycji Niemcy opętane w niezwykle ciekawy, fascynujący i wprost wciągający sposób przedstawia nam powojenną historie Niemiec, które zaczęły wierzyć w to, że demony opanowały kraj.
W powieści znajdziecie takie tematy jak fałszywy mesjasz z Monachium, niezwykłe uzdrowienia Groninga, czy skuteczne nieskuteczne egzorcyzmy a przede wszystkim to, że grzech prowadzi do choroby i opętania.
Niezwykłe przedstawienie zabobonności wydawać by się mogło oświeconego narodu. Pozycja ta wciąga, bez reszty i przenosi nas w czasy kiedy wielki powrót czarownic ponownie przyczynił się do wielu tragedii.
Pozycją Pani Black jestem oczarowana. Jest tak świetna, że po prostu trzeba ją mieć. Nigdy bym się nie spodziewała, że tak „wspaniały”, „wielki”, „oświecony” naród ma tak pełne ciemnot przekonania. Książka pisana w formie fabularyzowanej powoduje przeniesienie czytelnika do czasów, które wydawać by się mogło dawno odeszły. Niewątpliwie pisarka ma dar opowiadania o realnych wydarzeniach w sposób ciekawy i wciągający. Jestem tak zachwycona tą publikacją, że jeszcze mnie ona trzyma. Nigdy bym się nie spodziewała, że spotkam się z takim tematem właśnie odnośnie naszych sąsiadów.
Lekki język, barwne szczegóły. Mnogość postaci i dodatkowe wątki historyczne to wszystko sprawia, że ta książka bije na głowę wszystko, co do tej pory przeczytałam w temacie historycznym opętań, czarów, i duchów. Polecam tę niesamowitą publikację wszystkim tym, którzy interesują się tematem, ale również tym którzy nie wierzą w duchy i opętania. Dzieło Pani Black to jedna z tych pozycji, które po prostu trzeba mieć.