Naina Czernowa wybierając się na PUM – Państwowy Uniwersytet Magii – skuszona chwytliwą nazwą nie mogła być bardziej rozczarowana. Matematyka? Filozofia? Historia magii? Teoria zaklęć? Z żadnym z powyższych przedmiotów nie wiązała swojej przyszłości. Już lepiej trzeba było iść na ekonomię, przynajmniej znalazłaby się porządna praca.
Mimo to, nauka nawet najnudniejszych przedmiotów nie stanowiła dla Nainy problemu, dlatego też postanowiła dobrnąć chociaż do końca roku, a potem rozejrzeć się za inną uczelnią. Jak się okazało, PUM okazał się wydziałem skrywającym wiele sekretów – chociażby tajemniczy korytarz na szóstym piętrze, o którym nikt nie mógł powiedzieć nic konkretnego, a jedynie powtarzać plotki i co więcej – żaden ze studentów nigdy tego nie sprawdził!
Wiedziona ciekawością Naina, postanawia rozwikłać tą zagadkę, oczywiście pakując się przy tym w niemałe kłopoty. Zostaje wtajemniczona w sekrety o wiele ciekawszej magii bojowej, odkrywając przy tym, że ma do tego wrodzony talent - talent, który wielu chciałoby wykorzystać do swoich celów. I tak, wplątana w intrygę, z której może nie wyjść cało, Naina będzie musiała zmierzyć się z demonami przyszłości, jak i przyszłości.
Sięgając po „Wyższą Magię”, chcąc nie chcąc, spodziewałam się coś na kształt dojrzalszej wersji „Harry’ego Pottera” – zresztą im bardziej zagłębiałam się w lekturę, moje przypuszczenia zdawały się potwierdzać. Tajemnicze piętro? Lekcje magii? Studenci wtykający nos w nie swoje sprawy? Brzmi znajomo ;) Nic bardziej mylnego. Nie licząc charakterystycznych dla rosyjskiej fantastyki ekspresji bohaterów (jeśli ktoś kiedykolwiek czytał, to może wie o co mi chodzi ;P), specyficzne było również podejście autorki do magii. Czary poznajemy raczej od strony „technicznej”: razem z bohaterką zostajemy wprowadzeni w ich podstawy, analizę - służą tu raczej jako przedmiot badań. Sama akcja również skupia się na nauce – towarzyszymy akademickiej przygodzie Nainy od pierwszego roku studiów, aż do pracy dyplomowej i później. Czasami miałam wrażenie, że jakby zamiast magii wstawiło się chociażby medycynę, dostalibyśmy wiernie oddany przebieg dzisiejszej nauki policealnej. Co działa również w drugą stronę - nie raz zastanawiałam się czy tak właśnie wyglądałoby studiowanie magii ;)
Sama Naina jako główna bohaterka spisuje się doskonale – jest ciekawska, uparta, zdeterminowana i dociekliwa. Te cechy zawsze pakują ją w kłopoty, ale za to czytelnik dostaje dawkę całkiem niezłej rozrywki i zrozumiałą, przystępnie opowiedzianą historię. Przez całą książkę jesteśmy światkami niezwykłej przemiany Nainy – i to nie tylko jako studentki, ale również jako człowieka - czego powodem będzie pewien niezbyt sympatyczny pan, którego po prostu nie da się nie lubić. Natomiast jeśli spodziewacie się szalonego studenckiego życia z jej strony, to nie macie na co liczyć ;) Nie licząc faktu, że Naina jest typową prymuską, to poza kilkoma znaczącymi związkami, autorka nie skupia się na relacjach między studentami – bardziej zależy jej na przedstawieniu czytelnikowi innych ważnych dla wątku kryminalnego, który cały czas toczy się w tle.
Całą historię czytało się przyjemnie – otaczała ją aura tajemniczości, która dodawała całości smaczku, intrygi były ciekawie przemyślane i wyjaśnione, a całość jakby stonowana. Co miało też swoje złe strony: od początku do końca wydarzenia szły stałym, jednostajnym tempem, niestety aż do końca. Dlatego z samego początku ciężko było mi się wkręcić w historię, a na koniec rozczarowałam się nieco, licząc na jakiś bardziej spektakularny finał. Mimo wszystko, polubiłam bohaterów i gorąco im kibicowałam, żeby wszystko ułożyło się po mojej myśli, ale sądzę, żebym kiedyś jeszcze wróciła do tej historii, co nie znaczy, że mi się nie podobała – po prostu chyba nastawiłam się na coś więcej. Niemniej, i tak mam zamiar sięgnąć po inne dzieła pani Izmajłowej ;)